Kultura i rozrywka

Spotkanie z poetą 21.I

W kościele p.w. św. Ojca Pio, 21 stycznia br. odbył się wieczór z ukraińskim poetą TADEJEM KARABOWYCZEM.

Każdy z nas ma takie miejsce, do którego lubi powracać. Czy to powracać dosłownie - fizycznie, przemierzając nieraz setki kilometrów, czy to powracać wspomnieniami - marzeniami, myślami niekoniecznie sentymentalnymi.

A że pamięć ludzka jest jak ocean - wyławiamy z niej przy byle okazji zdarzenia, sytuacje, twarze, słowa, nawet gesty sprzed tygodni, miesięcy, sprzed lat.

Najnowszy wybór wierszy ukraińskiego poety Tadeja Karabowycza, przetłumaczonych przez Jana Leończuka, jest takim właśnie powrotem do owych miejsc szczególnych. Tytuł tej książki -"Już dzień się nachylił do czterech krańców świata" - sugeruje, iż mamy do czynienia z próbą jakby rozrachunku z życiem i światem człowieka dojrzałego. Oto dzień się kończy, słońce osiąga kres -nadszedł czas rachunku sumienia. Nic bardziej mylącego -autor -rocznik 1959 - ma przed sobą jeszcze długie lata pisania i wcale nie musi na razie przynajmniej myśleć o rozrachunkach z życiem.

Te wiersze to odważna próba spojrzenia za siebie w poszukiwaniu sił i energii na dalszą drogę, na to - co przed, co jutro i pojutrze.

To właśnie te "miejsca pamiętane" - są jak czakramy, do których trzeba się co jakiś czas przytulić, dotknąć - żeby się doładować energetyczne, psychicznie, także poetycko.

Te miejsca to Bubnów, Ostro wek - miejsca konkretne, bo nazwane. To cała kraina - Chełmszczyzna - o której Karabowycz pisze "moja Chełmszczyzna jak ikona". Cóż za porównanie ! - ikona - a więc świętość - kraina święta. Ziemia, która wydała poetę. Ziemia uświęcona.

Dom rodzinny, ogród, krajobrazy pól i łąk, kobiety bielące płótna, brzoza na skraju drogi, klucz żurawi - obrazy zapamiętane i pamiętane. Obrazy przeszłości. Czy dzięki nim łatwiej patrzeć w przyszłość?

Oprócz obrazów - słowa klucze. Jest ich w poezji Karabowycza wiele - krzyże, noc, studnia, rdza, sowy, czajki. Przez nie i w nich płynie czas. Tego podmiot liryczny tych wierszy obawia się najbardziej.

Boi się przyszłości bez przeszłości. Bo nie potrafi żyć bez tych obrazów, bez słów kluczy - bez świętej ikony minionego i pamiętanego.

Jest w tej książce mnóstwo pięknych wierszy. I co istotne - te najpiękniejsze składa autor z minimum słów. Jak choćby ten: „poezja obok ognia/ ochrania światło / przed klątwą/ - wiele trzeba czasu / by wymodlić / źródło poezji".

Albo taki - zatytułowany „Modlitwa": „nałamię brzozowych gałęzi / naskubię babiego lata / na sen - narwę wrzosu / przyniosę do domu kaliny / na północne drogi / pójdę".

Tadej Karabowycz jest mistrzem nastroju. Oszczędnym, wyrachowanym w słowie, lirycznie skąpym - ale potrafiącym osiągnąć niezwykły stan „poetyckiego skupienia materii słowa". W tej książce nie ma wierszy przegadanych, raczej za dużo jest tekstów - nie rozgadanych. Aż chciałoby się więcej - nie, wystarczy - z aptekarską dokładnością mówi poeta.

Karabowycz pisze w języku ukraińskim. Możliwość porównania brzmienia oryginału z tłumaczeniami Jana Leończuka daje obraz pracy translatorskiej, pozwala nie bez pewnego zdziwienia zauważyć, że w wielu przypadkach tekst polski jest napisanym od początku do końca zupełnie nowym wierszem.

I to jest też mistrzostwo. Chociaż w kilku miejscach można mieć wrażenie, że co innego chciał autor - co innego tłumacz - nam, czytelnikom powiedzieć.

Ale to drobiazgi. Cała książka jest naprawdę piękna. Jak to dobrze, że są jeszcze ludzie o takiej wrażliwości, jak Tadej Karabowycz. Jak to dobrze, że są jeszcze tacy tłumacze - jak Leończuk. „Już dzień się nachylił do czterech krańców świata" - tom wierszy, nad którym naprawdę
warto się pochylić.

Przygotował:
Józef Zenon Budziński
Grzegorz Poniatowski


Komentarze (0)

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.