"Niebieskie nitki" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk to po "110 Ulicach" druga znacząca powieść tej zdolnej pisarki. Książka usłana płatkami śniegu i liryzmem. Z pierwszym śniegiem spada też na czytelnika lawina zdarzeń, w których uczestniczą postacie wyraziście zarysowane. Widać od razu, że autorka jest wnikliwą obserwatorką ludzkich charakterów. Mocną stroną utworu są liczne dialogi, w których jeszcze dokładniej zarysowuje autorka właściwości charakterologiczne bohaterów, nie tylko indywidualizując style.
Czteropokoleniowa rodzina, składająca się z samych kobiet, zamieszkuje pałac przy ulicy Okrzei w Mińsku Mazowieckim. Los zrządził, że Joanna Malicka rozwiodła się z mężem i wprowadziła z córką Pauliną (Linką) do posiadłości swojej matki i babki. To Joanna nazwała je kiedyś pieszczotliwie Musią i Bunią. Linka wykreowana została na główną bohaterkę, gdyż powieść jest przeznaczona dla młodzieży, choć uważam, że dorośli także powinni po nią sięgnąć. Linka ma 16 lat i przeżywa swój "Sturm und Drangperiode" tym tragiczniej, że ukochany ojciec odszedł do innej kobiety. Utrata domu wywołuje irracjonalny bunt przeciw matce, która przecież w niczym nie zawiniła. Jednakże z biegiem dni dochodzi do nawiązania porozumienia między matką i córką.
Książka została napisana pięknym językiem, który w partiach opisowych nieraz zamienia się w poetyckie metafory. Mimo swej dużej dozy liryzmu akcja trzyma czytelnika w napięciu. Nie wiemy do końca, jak się potoczą losy Linki i Grzesia, jaki finał znajdzie internetowa i rzeczywista znajomość pań Malickich z doktorem Śliwińskim. Ciekawym uzupełnieniem narracji autorskiej jest korespondencja e-mailowa prowadzona przez panie Malickie z doktorem. W tej historii jest jak w życiu - także nieszczęścia chodzą parami, a nawet stadami. Po zawale Musi dochodzi do choroby suki Belki, a potem na łóżko Linki wali się sufit. Ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności dziewczyny nie ma wówczas w pokoju.
Tytułowe niebieskie nitki wydają się być symbolem niejednoznacznym. Na obrazie Linki ludzie "unosili się swobodnie, jakby frunęli ponad pałacem, niczym baloniki przytwierdzone do niebieskich nitek. Miało się wrażenie, że za chwilę wszyscy ruszą w powolnym tańcu, zrywając nitki, plącząc je, ulatując gdzieś w przestrzeń." Ale nitki się nie urywają. Splatają, łączą przeszłość z przeszłością. Bywa jednak, że oznaczają co innego, gdy Linka "walczy resztkami sił z niebieskimi nitkami smutku, które oplatają ją coraz ciaśniej". Cóż, być może pisarkę splatają i oplatają te same nitki, bo nostalgia za Arkadią dzieciństwa spędzonego w Mińsku da się odczuć choćby w naprawdę pięknych opisach zimy na mińskich ulicach. I jeszcze jednym dowodem, że nitki są mocne i nie zrywa się ich, jest fakt dedykowania przez pisarkę tej powieści Rodzicom.
Apoloniusz B. Ciołkiewicz