Kultura i rozrywka

  • 6 komentarzy
  • 9052 wyświetleń

„Okruchy wspomnień” 42/16

Antoni Czajkowski felieton nr 42/16 z cyklu „Okruchy wspomnień”


NIEGDYŚ POLITYK 
       Kończy się listopad, w którym mamy Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny i Święto Niepodległości, a wiec miesiąc wyjątkowo refleksyjny. Nawet przyroda skłania do zadumy nad sensem życia i wartościami ziemskim. Czy kieruje się tym polityka? Czasami zmierza zdawałoby się w stronę niemalże eschatologii, z reguły jednak bezpardonowo przypomina, że chodzi o władzę i pieniądze. Odczepić się od niej trudno gdyż ma związek z jakością naszego życia. Są zawody zdawałoby się od niej odległe jak Beaty Harasimowicz ale to tylko pozory. Kabaret odnajduje i tam swoje miejsce. Czy na co dzień zastanawiamy się co to znaczy polityka? Najprostsza definicja tłumaczy, że to działalność dla dobra wspólnego. Niejeden z nas w tym miejscu puszcza nosem bańki ze śmiechu zważywszy polską rzeczywistość. Można mnożyć przykłady, że może to i praca ale dla dobra własnego. No bo jak myśleć inaczej gdy reprezentant wyborców przynosi świński ryj do Sejmu, drugi ma zaburzenia tożsamości płci, jeszcze inny twierdzi, że w Polsce obowiązuje nadal Konstytucja 3 Maja. A ilu wśród nich osobników żyjących z krętactwa i kłamstwa, obiecujących wszystkim po równo? Socjalizm zbankrutował w ekonomii ale nie w głowach. Jego zwolennicy dzielą się na trzy gatunki: pierwszy to różnego rodzaju lenie, nieroby i niebieskie ptaki, które lubią żyć na cudzy rachunek, drugi to tzw. pożyteczni idioci, którzy myślą, że jak wszyscy będą mieli po równo to będzie raj na Ziemi a gatunek trzeci to ci, którzy nieźle sobie żyją z tego wyrównywania. Czy dzisiejsi politycy aż tak mocno różnią się np. od tych sprzed 1989 roku? W czasach monopolu jednej partii i jedynej rzekomo słusznej drogi w strukturach władzy - jak zawsze i wszędzie – obok niewątpliwych karierowiczów byli ludzie przyzwoici. Ruchów antyestablishmentowych też nie tworzyły same anioły albo indywidua tylko szlachetne? Na szczęście po obu stronach balansu społecznego zawsze byli i będą osobnicy o wrodzonych predyspozycjach, taka sól polityki, którzy wchodzą do niej naturalnie.                          
      Oto kolejna, prominentna postać, chyba jedyny Grajewianin, który bez żadnych tajemnych układów dotarł w polityce na szczebel krajowy. Dotarł do elity władzy, a później… rzucił to wszystko aby pracować na własny rachunek. Jest nim absolwent LO im. M. Kopernika Stanisław Mieńkowski, Nie jest winą Staszka, że działał w polityce w latach takich a nie innych. Myślę, że również nie ma sensu polemizować, że w pracy dla dobrą wspólnego wykorzystywał struktury oficjalne, bez ucieczki do kontestacji czy konspiracji. Ważne, że nie udawał kogoś kim nie był, że nie oderwał się od rzeczywistości, od ludzi, ani od miejsca swego pochodzenia.                          

                                                                 
      Uczyliśmy się w jednej klasie przez całe cztery lata. Krępy w sylwetce o śniadej cerze uśmiechał się do wszystkich bielą pięknego uzębienia. To chyba dlatego nasza polonistka prof. Romualda Dudycz nadała mu pseudonim Apollo. I to się już do niego przykleiło. Staszek urodził się w Wąsoszu. Po przeprowadzce od III klasy Szkoły Podstawowej nr 1 mieszkał na kolonii w podgrajewskich Uściankach. Jego wychowawczynią była Natalia Borkowska od rysunków. W Grajewie zobaczył po raz pierwszy pociąg i długo myliły mu się, pewnie przez popularny Wyścig Pokoju, kolejarze z kolarzami. Nie tylko bez elektroniki ale nawet bez elektryczności był jego dom rodzinny. Uczył się do matury przy lampie naftowej bo energetycy w 1965 roku jeszcze nie podciągnęli prądu do stojącego na uboczu domostwa a jednocześnie jako uczeń LO miał I miejsce w powiecie w czytelnictwie książek. Jak przy tym nie stracił wzroku? Jak mi opowiadał, w domu książki czytało się na głos aby słyszeli inni domownicy i dla wyrobienia dykcji. Radio było na baterie. Któregoś dnia mama nagle przerażona odskoczyła od odbiornika: „O Matko Boska! Znowu Ruskie idą!” – tak zareagowała na rosyjskie słowa pewnie wyłapane przez antenę z jakiejś nieodległej, wojskowej radiostacji. Dziwnym uczniem był Staszek w szkole średniej. Buntował się przeciw temu co obowiązkowe. Nie lubił czytać szkolnych lektur. Treść książki poznawał słuchając uważnie tematu i robiąc notatki. Wolał czytać Karola Maya o przygodach wodza Indian Winnetou, także pisał wiersze i eseje. Do nauki się nie przykładał ale był pasjonatem historii. Chętnie spędzał czas w towarzystwie starszych braci. Po maturze jako student prawa Uniwersytetu im. M. Kopernika w Toruniu był aktywny społecznie w ZMW już od I roku studiów. Przewodniczył Komisji Kultury Uczelnianej i prowadził Klub Literacki, organizujący Maje Poetyckie, na które przyjeżdżał nawet sam Edward Stachura. Po publikacjach w różnych pisemkach został zaproszony przez ZG ZMW do Korespondencyjnego Klubu Młodych Pisarzy. Uczestniczył w stażach literackich w Starych Juchach za Ełkiem gdzie swoje pióro kształtował pod kierunkiem m.in. Ernesta Bryla i Tadeusza Nowaka. Nie ukrywa, że Marzec 1968 trochę go pokopał. Nie zaliczył roku studiów ale nie żałował. Jeździł po kraju, nawiązywał kontakty z innymi uczelniami i poznawał nowych, ciekawych ludzi. Wtedy pierwszy raz patrzył na politykę oczyma opozycji. Jeszcze w Toruniu, w ramach poszukiwania własnej drogi wszedł na ścieżkę katolicką sympatyzując z PAX- em. W okresie kościelno – paxowskim był w Grupie Poszukiwaczy Sprzeczności. Otwarty na świat studiował nie tylko historię ale i religioznawstwo. Wszędzie podkreślał swoje wiejskie pochodzenie chociaż zarówno wobec Wąsosza jak i Uścianek można mieć dużo wątpliwości czy to wsie. Taki był jego wybór czyli związek z ziemią, z której pochodził, z rodziną chłopską, z Ojcem patriotą -  członkiem Armii Krajowej. Niespokojny duch kazał mu założyć na Uczelni Towarzystwo Miłośników Ziemi Białostockiej. Nawiązał wówczas dziennikarskie kontakty z miesięcznikiem „Kontrasty” i z red. naczelną Krystyną Marszałek - Młyńczyk. Dziennikarstwu, w które wszedł później zawodowo zawdzięcza własny rozwój intelektualny i kontakty z niezwykłymi ludźmi. Może fascynacja żurnalistyką spowodowała, że Staszek nie został prawnikiem. Do polityki nie wszedł na zasadzie przeskoku a stopniowo, drogą awansu. Dzięki społecznej pracy w utworzonym przez siebie TMZB po studiach trafił nieprzypadkowo do Białegostoku. Dostał pierwsza pracę w Kuratorium Okręgu Szkolnego. Tam jako urodzony działacz oczywiście założył koło ZMW i trafił do WK ZSL, w którym  przeszedł wszystkie szczeble od instruktora do najmłodszego w Polsce prezesa struktury wojewódzkiej. Został także wiceprzewodniczącym WRN w Białymstoku.

Dalej wszystko przebiegało naturalnie. Został powołany do władz krajowych partii chłopskiej na członka Sekretariatu i kierownika Wydziału Ideologicznego Rady Naczelnej ZSL. Staszek zamieszkał w Stolicy. Pamiętam polityczne spotkanie z nim w tamtym okresie w Grajewie. Nasz szkolny kolega zachwycił nas bogatym słownictwem i świeżym językiem polityki. Mówiło się, że Mieńkowski idzie mocno do góry, pewnie na szefa swojej partii. Dzisiaj, po latach powiedział mi, że w 1983 roku droga na którą wszedł na tym szczeblu rozminęła się z jego oczekiwaniami. Rozczarowany zrezygnował z pracy w strukturach politycznych NK ZSL i z dalszej kariery. Przeszedł do bliskiego sobie dziennikarstwa. Wcześniej już korespondował m.in. ze „Słowem Powszechnym”. W latach 80-tych pracował w tygodniku „Odrodzenie” jako kierownik Działu Wiejskiego i Ekonomicznego. W grudniu 1989 objął funkcję prezesa Ludowej Spółdzielni Wydawniczej wydającej książki i Wydawnictwa Prasy Ludowej wydające m.in. Tygodnik Kulturalny, Dziennik Ludowy i tygodnik Zielony Sztandar. Był tez dyrektorem Ludowej Wspólnoty Gospodarczej przy NK PSL – Odrodzenie. W tzw. okresie warszawskim angażował się w ruch odnowicielski ZMW, Towarzystwo Uniwersytetów Ludowych i był współpomysłodawcą Polskiej Partii Ludowej. Został ekspertem Okrągłego Stołu d/s Środków Masowego Przekazu.          

                                       
    W 1994 roku zrobił następny, męski krok. Postanowił definitywnie pożegnać się nie tylko z polityką ale i z dziennikarstwem. Wyprowadza się z Warszawy i wraca w swoje znajome strony. Na Mazurach koło Ełku kupił ruiny poniemieckiego pałacu Grafa von Stiellfrieda i tam, w miejscu nazwanym Żabim Rajem zamieszkał z rodziną. Pałac ma swoje związki z historią. Był szkołą Hitlerjugend, później więzieniem Gestapo a po wojnie mieściło się w nim NKWD. Staszek odbudował zabytkowy obiekt i obecnie kieruje swoją energię i zdolności menedżerskie dla pożytku publicznego. Działa na rzecz wykluczonych tj. m.in. bezrobotnych i byłych więźniów i zakłada spółdzielnie socjalne. Unowocześnia mazurskie wsie organizując budowę dróg i wodociągów, tworzy unikalną sieć domów pomocy dla starszych, niedołężnych ludzi. Uważa się za człowieka spełnionego. Jest mężem, ojcem, dziadkiem i biznesmanem - właścicielem Domu Pomocy Społecznej. Poznał kawał świata i ciekawych ludzi. Zawsze eksponował swoje wiejskie pochodzenie. W najwyższych gremiach zyskał przez to szacunek i akceptację.                                                                        
     Tyle opowiedział mi Staszek o swoich dzisiejszych poczynaniach w sferze materialnej. Na moje pytanie co dobrego zrobił w sferze polityki z odpowiedzią nie miał kłopotu. Pobudza lokalny patriotyzm. Dzięki bogatemu doświadczeniu z powodzeniem promuje w swoim regionie młodych, zdolnych ludzi na stanowiska samorządowe, gospodarcze i społeczne kształtuje ich mentalnie do właściwego pojmowania polityki czyli do pracy dla ludzi, na rzecz dobra wspólnego. Nic dodać, nic ująć.                                                                                                    
    A ja zastanawiam się w jakim stopniu powojenny ruch ludowy przyczynił się do powstania w Lodzi Ludowego Instytutu Muzycznego, który zorganizował w kraju sieć Społecznych Ognisk Artystycznych, również w dawnym województwie białostockim. To była naturalna baza dla powstających później państwowych szkół muzycznych. 
   Dziękuję mojemu Koledze Stanisławowi Mieńkowskiemu za zgodę na ten felieton i za udostępnienie unikalnych zdjęć.
                                                                       

Antoni Czajkowski

 

Archiwum felietonów

 

 

Komentarze (6)

Wspaniałe czytanie! Uczta jak zawsze! Dziękuję!

Panie Antoni a PO co pan tak się pcha w tą politykę połkną pana i oplują i tako smrodek z pana twórczości zostanie .

U nas w Wąsoszu na Staszka mówiliśmy Sławek. Taka drobna uwaga. Przy okazji serdecznie pozdrawiam mojego dawnego kolegę - Staszek Szumowski.

Bardzo miły facet, chodziłem do równoległej klasy, razem byliśmy na obozie rowerowym na Dolnym Ślasku z prof. Ciołkiewiczem. Rzucił politykę, co dobrze o nim świadczy. Polityka jest tylko dla nieudaczników, którzy do niczego się nie nadają.

Grał jakiś czas w grajewskiej orkiestrze wspaniały muzyk

Miło mi było pozyskać garść informacji na temat drogi życiowej Staszka, mojego kolegi z klasy. Cieszę się, że dobrze spożytkował swe talenty i spełnia się w tym, co robi. Pozdrawiam

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.