Kultura i rozrywka

Wbrew naturze


    Ugryzła mnie wczoraj biedronka. Niewielka, żółta w białe kropeczki. Zrywając w ogrodzie czereśnie rywalizowałem ze szpakami, w których naturze jest również zjadanie czereśni. One wpadały tu w środku dnia, ja zaś po południu, po powrocie z pracy. Tak więc zajęty przytrzymywaniem czereśniowej gałązki poczułem piekący ból w okolicy lewego przedramienia. Jakież było moje zdumienie: biedronki przecież nie gryzą ludzi, to nie leży w ich naturze. Chyba, że to… początek nowej plagi. Podobno już parę lat temu uprzykrzały życie turystom na plaży w Międzyzdrojach. Nie, to nie możliwe, musiała mnie pomylić z … i tu mam problem co powiedzieć? – Z mszycą? Cóż może znaczyć jedna mszyca? Mówiąc o tych  maleńkich zielonych sokopijcąch z tłustym odwłokiem, które dobrały się też i do mojej czereśni, trzeba mieć zawsze na myśli niezliczone ich ilości. W ostatnich latach stały się prawdziwym utrapieniem i można je spotkać na młodych pędach wszystkiego, co zielone.
   Na dodatek całe to towarzystwo robi gromadnie kupkę na słodko, w której gustują mrówki, a pszczoły przerabiają na specjalne miody - tylko, że pszczół teraz jak na lekarstwo. Sam musiałem zapylać pomidory. W przypadku innego owada - żuczka  rodem z Kolorado w czarno - białe paski jest nieco inaczej. Widząc pojedynczego osobnika mówimy – stonka, ale dobrze wiemy, co to znaczy; za parę dni pojawią się następne i jeszcze następne i plantacja ziemniaków znajdzie się w dużym niebezpieczeństwie. Ale co tam szkodniki. Przy obecnym poziomie nauki dziś można wyprodukować truciznę na każdy ich rodzaj, byle tylko pieniędzy wystarczyło do kupowania tych wszystkich specyfików. Ale co tam pieniądze. Amerykańscy uczeni właśnie ogłosili, że będą produkować mięso w laboratorium. Sprytna sztuczka. Żadne tam obory, chlewnie i tuczarnie, w których zwierzęta codziennie trzeba karmić, a potem jeszcze te okropne rzeźnie. Wystarczy odpowiednia aparatura i za połowę ceny uzyskamy materiał na kotlety o dowolnym smaku. Uwolni się w ten sposób świat od widma głodu.
  Trzeba będzie też uwolnić świnie. Nie ma z tym żadnego kłopotu, bo po powrocie do natury - jak zauważyli niektórzy uczeni - szybko osiągną cechy swoich dzikich przodków: wydłuży im się ryj i staną się włochate. Zajmą w lesie miejsce dzików, które przeniosły się do śródmiejskich parków i na pola kukurydzy, a ich mięso nie wiele dziś odbiega smakiem od wieprzowiny. Nie potrzebny będzie również inwentarz rogaty. Będzie przez to więcej świętych krów. Chociaż nie. Część krów zatrzyma się w oborach, bo jak ogłosili chińscy uczeni, po niewielkiej modyfikacji genetycznej będą produkowały ludzkie mleko. Chińczyków, jak wiemy, stać na wiele. Ostatnio doniesiono, że wyhodowali wybuchowe arbuzy. Dostawały tyle nawozów oraz czynnika wzrostu, że rozpierało je od wewnątrz i eksplodowały w polu zalewając się soczystym miąższem.

  No i jeszcze te zdradliwe kiełki, których parę lat temu nikt by nie tknął. Nasi przodkowie skiełkowanego ziarna sami nie jadali i nie dawali swoim trzodom, wiedząc, że po tym bolą brzuchy. Ciekawe, co na ten temat powiedzieliby dziś radzieccy uczeni? A co Państwo o tym sądzicie?

Grajewo, dn. 10 lipca 2011 r.  J.M.

Komentarze (0)

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.