Kultura i rozrywka

  • 20 komentarzy
  • 9715 wyświetleń

Wakacje 1965 "Obóz ZMS"

Antoni Czajkowski, felieton 25/16 z cyklu „Okruchy wspomnień”


OBÓZ ZMS
       W wakacje 1965 roku byłem po raz pierwszy i niestety ostatni na obozie wakacyjnym zorganizowanym przez ZMS (Związek Młodzieży Socjalistycznej) w niedalekim Augustowie. W grupie uczestników rekrutowanych ze szkół średnich z całego województwa białostockiego byli również uczniowie grajewskiego LO. Znalazłem się na nim wraz z kolegami za sprawą założonego przeze mnie szkolnego zespołu big bitowego pod uczoną nazwą „Pitagoras”.                                                   
      Był maj 1965. W czasie ostatnich egzaminów maturalnych otrzymałem wiadomość, zdaje mi się że od pana prof. Aleksiejewa, że Zarząd Wojewódzki  ZMS w Białymstoku zaprasza na swój pierwszy obóz w lipcu w Augustowie nasz „Pitagoras”. Jako obozowa orkiestra mamy trzy tygodnie wypoczynku za darmo. Krótka konsultacja z gitarzystą Krzyśkiem Zabieglińskim i dwoma perkusistami: pierwszym – współzałożycielem zespołu Wieśkiem Wiśniewskim i drugim – adeptem Zenkiem Buzonem odpowiedź mogła być tylko jedna. Na moją prośbę dołączył spoza szkoły bardzo zdolny, młody saksofonista Janek Zalewski. W któryś z pierwszych dni lipca dojechaliśmy z instrumentami na miejsce zbiórki w parku, w centrum Augustowa. Stamtąd ciężarówka zabrała wszystkich oczekujących uczestników do dzielnicy Augustowa pod wdzięczną nazwą Borki. Soczysty, żywiczny las bez krzewów, ładnie wkomponowane domki campingowe pomiędzy sosnami, zielona trawa jak materac, jezioro, mini keja z obozową żaglówka, słowem bajka. Właśnie kończono budowę stołówki z otwartą jadalnią pod wiatą pokrytą falistym, czerwonym dachem. Jako orkiestra jadaliśmy przy jednym stole z kadrą co nam bardzo schlebiało. Dla nas przewidziano specjalny namiot. Kilka kroków naprzeciwko wejścia nad ubitym klepiskiem do czterech sosen tworzących kwadrat przywiązano czaszę spadochronu. To był krąg taneczny. Plac obozowy od strony lasu był ogrodzony, otwarty na jezioro. Wejście na teren usytuowane między dwoma sosnami zdobiła brama ze szlabanem z sosnowych, artystycznie sękatych żerdzi. Obok stał namiot - wartownia. Porządek dnia przypominał obóz harcerski. Pobudka i zaprawa z instruktorem sportowym czyli bieganie po ścieżkach leśnych w wzdłuż ogrodzenia i gimnastyka. Późnej toaleta, apel z podniesienie flagi na maszt ze śpiewaniem hymnu ŚFMD (Światowej Federacji Młodzieży Demokratycznej) z jakże ważnymi dla młodzieży wskazówkami:                                                                      
Naprzód młodzieży świata, nas braterski połączył dziś marsz.                                                          
Groźne przeminą lata, hej kto młody pójdź z nami i walcz!                                                                            
Na lądzie i na wodzie, na wschodzie i na zachodzie,   w marszu po szczęście, pokój i radość zgodnie nasz dźwięczy krok.           
Ref: Nie zna granic ni kordonów pieśni zew,pieśni zew, pieśni zew.                                                                                                                                          

Więc śpiewajmy, niech nie milknie wolny śpiew, wolny śpiew, wolny śpiew!                                                                                                                          

Przez cały świat słowa pieśni tej niech niesie wiatr.                                                                                    

Nie zamilknie, nie ucichnie wolny śpiew,  wolny śpiew, wolny śpiew! 


      Tekst był piękny jak konstytucja PRL Nieważne czy kogoś obchodziła jakaś prometejska walka o wydumany, nieosiągalny raj na Ziemi. Życie było prozaiczne. W postawie na baczność, ze wzrokiem utkwionym w pnącą się w gorę flagę z wielu gardeł wydobywało się buczenie, mruczeniem i skrzeczenie. Po prostu młodociane towarzystwo w większości miało jeszcze mleko pod nosem, żółto w dziobie i mutację głosu.                                                            
     Tego roku lato było wyjątkowo słoneczne. Całe dnie spędzaliśmy na plażowaniu i spacerach po pobliskim, pachnącym lipcem lesie. Dużym zainteresowaniem cieszyła się jedyna żaglówka Omega. Częste były indywidualne i grupowe wyprawy do centrum miasta ulicą Nadrzeczną. Nas interesował jeszcze Riesling. No cóż? Bardziej była w tym chęć zamanifestowania naszej dorosłości niż chęci na kwaśne, tanie wino. Po wieczornej kolacji kilka razy w tygodniu graliśmy dwie godziny. Co się wtedy tańczyło? Popularna była muzyka latynoamerykańska a więc samba, rumba, cha-cha-cha, bossa nova i oczywiście muzyka nowoczesna czyli rock’n roll, jive i twist. Elektryzował „Rock Around the Clock” albo „See You Later Alligator”, także „Twist Again” Chubby Checkera i nieśmiertelna „Diana” Paul Anki. Przytulanki „ Love Me Tender” Presleya, „Only You” The Platters, “Yesterday” albo “Michelle” Bitelsów sprzyjały flirtom. Jednak najbardziej chwytliwy okazał się repertuar „The Shadows”. Obok inteligentnych, gitarowych hitów jak „Apache” , „F.B.I” czy „Mystery Man” graliśmy kolejną pościelówę „When the Girl” solisty Cliff Richarda. Tamto pokolenie tak i jak dzisiejsze lubiła taniec ekspresyjny ale piękna melodyką hitów bardziej preferowała przytulanie się. Wieczorem często robiono ognisko z improwizowaną częścią artystyczną. Na którymś zjawili się dwaj młodzi ludzie z Augustowa. Przyjęci początkowo nieufnie szybko przełamali lody. Grzecznie poprosili o zgodę na uczestnictwo i pokazali swój własny program. Okazali się mistrzami w udawaniu bójki. Jeden markował cios w szczękę. Drugi w ciemności klaskiem w dłonie udawał trafienie. Padał, podnosił się i rewanżował sie koledze. Taka pozorowana, kilkuminutowa walka to było coś nowego.                                        
   Wieść o naszej muzyce szybko dotarła do Wojskowego Domu Wypoczynkowego. W którąś sobotę za zgodą komendy zostaliśmy zaangażowani na wieczorek taneczny. Obozowym Żukiem dotarliśmy do położonego kilka kilometrów dalej nad jez. Białym WDW. Towarzystwo, któremu wiekowo bliżej było do tanga i walca czekało niecierpliwie przy zastawionych stołach. Bawiono się świetnie, graliśmy nawet modny madison a na jednej z przerw nasz oryginalny i twórczy kolega, dzisiaj komandor w st. spoczynku, dr n. historycznych Krzysiek Zabiegliński podszedł do mikrofonu, poprosił o ciszę i wygłosił  jeden z monologów Edwarda Dziewońskiego z radiowego „Podwieczorka przy mikrofonie”:                                                                                                                                      

„Pewnego razu gdy przychodziłem ulicą zauważyłem ohydną scenę. Pies tarmosił kota. Ponieważ kocham zwierzęta więc przywaliłem psu aż się przewrócił.                        - Brutalu! Pieska bijesz? Odezwał się glos za moimi plecami...”   

Kto wie? Gdyby mój Przyjaciel dzisiaj wygłosił publicznie coś takiego pewnikiem miałby do czynienia z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Ba! Może zostałby przez niektórych oskarżony o mowę nienawiści do… czworonogów? Nieprawda? Nooo… chyba, że należałby do partii, w której nie takie rzeczy się wybacza.                                        
   Krzysiek dostał duże brawa. Wyjechaliśmy z WDW grubo po północy dobrze ugoszczeni i zadowoleni bo z niespodziewanie godziwym zarobkiem.                                       
     Któregoś dnia pomiędzy domkami zobaczyłem spacerującą Wandę Sulewską, córkę Ojca kolegi z pracy. Nie zwracałem na młodocianą specjalnej uwagi a to była moja przyszła żona.                                                                                       
      Ostatnia noc na każdym obozie jest Zielona, pełna figlów i niespodzianek. Smarowanie śpiących pastą do zębów to rytuał. Nasza komendant zaskoczył wszystkich. Po północy przy jednym z domków wybuchła z armatnim hukiem wojskowa petarda. Przechodzącego obok Heńka Klimaszewskiego ze strachu aż rzuciło na pryzmę chrustu. Krotki, nocny apel był ostatnią przygodą tamtych cudownych wakacji. Obóz ZW ZMS w Augustowie - Borkach w lipcu 1965 pozostał dla mnie sentymentalnym wspomnieniem na całe życie. Pozostało po nim kilka pamiątkowych zdjęć.                                                                        
   Dzisiaj po domkach, stołówce i ZMS-ie nie ma śladu. Pozostał las. Kilkanaście dni temu z trudem rozpoznałem dwie sosny przy bramie i owe cztery pod miejsce do tańca. Wśród drzew nowe domki, duży pensjonat, obok powstaje drugi. Na brzegu w miejsce rachitycznej kei prawdziwa marina z zapleczem gastronomicznym i z jachtami, jakie oglądaliśmy tylko na amerykańskich filmach. Samo życie, które na naszych oczach ciągle się zmienia. 


                                                                                   Antoni Czajkowski

 

Komentarze (20)

Jednym słowem to był zjazd przyszłych członków władzy .

Czy zauważyliście,że w felietonach pana Antoniego coraz bardziej wieje postkomuną. Powolutku, po cichutku, pan Antoni głosi pochwałą socjalizmu i minionej epoki. Nie wszyscy szanowny panie należeli do ZMSu, ZMW , PZPR, ZSL i innych tego typu organizacji. Na takie obozy nie jeździli dzieci chłopskie czy robotnicze (rodziców bez przynależności). Jeździli jedynie ci , których władza komunistyczna uważała za swoich, wiązała z nimi swoje nadzieje i w przyszłości zostawali członkami PZPR itd./

Dziś wiadomo kto należał......To byli dyrektorzy zakładów, placówek, szkół, lekarze, nauczyciele, mieszkańcy Broniewskiego, 1000-lecia- przecież to oni pierwsi mieszkania dostali. A teraz władzę trzymają ich dzieci, tak jakby odziedziczyli........

Edek, też byłem na takim obozie - niby ZMS - w Augustowie na jeziorem Sajno...jechał, kto chciał z ogólniaka, 1964r., członek ZMS, czy nie członek....Na miejscu okazało się, że połowa obozu to element z poprawczaka, chyba w Białymstoku, szumowina najgorsza z możliwych. Mądre organizatorskie głowy wymysliły, że oni się wyreedukują (??) przy takich jak my, a ci bandyci uważali nas za frajerów, wyśmiewali się, terroryzowali...
Myślisz, że władza komunistyczna wiązała z nimi swoje nadzieje jako przyszłymi członkami PZPR?
A obóz jak obóz, dziadostwo.

Jeśli kogoś nie stać na rzeczowe argumenty i zarzuty poparte faktami, chętnie używa inwektyw i pomówień. Ciekawe, jakie będą pod moim adresem?

Do edek: piszesz "wieje postkomuną", a czym ma wiać, skoro ludziom pokolenia Autora przyszło żyć w tamtych czasach? Czytam felietony pana Antoniego i nie zauważyłam w nich pochwały socjalizmu. A wspomnienia z dzieciństwa zwykle są piękne , nawet dla tych , którzy żyli w trudnych czasach. Nie czepiaj się więc i nie doszukuj niczego. Teorie spiskowe pozostaw obecnie miłościwie panującej nam , niestety, władzy...

Edek, poczytaj sobie co znaczy słowo "postkomuna", bo chyba nie o to ci chodziło. Ja nigdy nie należałem do wymienionych organizacji, a czasy tamtej "minionej epoki", czy jak wolisz socjalizmu wspominam z sentymentem, bo to okres mojego dzieciństwa i młodości, a te wspomnienia są najprzyjemniejsze. Nie sądzę żeby p. Antoni celowo przemycał jakieś podteksty i budował podwaliny pod nowy socjalizm, ale zawsze są jacyś zwolennicy teorii spiskowych. I naucz się czytać ze zrozumieniem, przecież wyrażnie napisał, że na obóz pojechał jako członek zespołu, a nie tzw. działacz.

Tak prano mózgi przyszłym członkom PZPR. Prof. Aleksiejew tuż przed maturą zapisał do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej kilku kolegów. Niektórzy w ten sposób łatwiej dostali się na studia. A teraz mają wysokie wojskowe emerytury. To był rok 1969.

Do Edek i smutna: Z własnego doświadczenia wiem, że na obóz mógł pojechać każdy, kto miał na to ochotę, kto coś w szkole robił i komu się chciało ruszyć 4 litery. Smutno, że niektórzy od młodości do starości tylko narzekają i zazdroszczą innym od siebie nie dając nic.

Za czasów mojej nauki w grajewskim liceum opiekunem ZMS był nauczyciel WF, którego nazwiska nie wymienię....ładnie wyglądał w czerwonym krawacie.Nie obwiniam go za to, że zakładał czerwony krawat i odstawiał polityczną pańszczyznę, nie był jakimś gorliwym agitatorem, wyglądało to zabawnie, takie były czasy i taka konwencja..Ktos to musiał robic w każdej szkole.

Zamiast cieszyc sie,ze jest ktos kto pieknie wspomina tamte czasy,bo byly piekne,na obozy kazdy mogl jechac,nie bylo z jakiej pochodzi rodziny.Jak mozna tak obrzydliwie komentowac piekne wspomnienia,a co teraz mamy,gdzie sa obozy i kolonie z zakladow prac,nic nie ma i nie bedzie,bo teraz mysla innymi kategoriami i inny jest swiat w ktorym przyszlo zyc naszym dzieciom,pozdrawiam wspanialego madrego pana Czajkowskiego,pieknie czyta sie te wspomnienia,ktore juz nie wroca.

Do:edek i smutna-moi państwo przecież zdajecie sobie sprawę (a może nie) o jakich latach pisze wspaniałe wspomnienia p.Antoni!Przecież nie o tych dzisiejszych ,gdzie młodzież nie imtegruje się, tylko bezsensownie "lata" szukając jakiś tam pokemonów i nie potrafi ze sobą rozmawiać, a cóż dopiero śpiewć przy obozowym ognisku!Ukłony autorowi!

Tak to prawda - na obóz mógł pojechać każdy, kto chciał i miał zgodę od rodziców ( moi rodzice nigdy nie należeli do partii ) a na obozy też jeździłam i miło wspominam czas tam spędzony, szczególnie po tylu latach.
Do Edka - myślę , że obecnie dzieci rolników, robotników mają jeszcze trudniej niż za komuny dawniej, nie mylić z dziećmi" rolników - posłów sejmowych" i innych prominentów partyjnych co to nie kosi nie orze a dopłaty zgarnia , wiedzą o tym pracownicy ARR i ARiMR.
Dzieci robotników też jak są zaradne, to mogą szukać" szczęścia" obecnie za granicą na zmywaku .
Wielu jeszcze rodziców nie stać na fundowanie dzieciom wakacyjnych wyjazdów, sami często mają problemy z utrzymaniem rodziny o pracę i dobre uposażenie ciągle jest b. trudno.
Tak czy siak to zieloną wyspą szczęścia nie jesteśmy - jak obiecywano....
" wszystkim żyć się będzie lepiej obiecywał TUSK już ponad osiem lat temu , jak jest każdy widzi-
gdzie się podziały nasze stocznie ,kopalnie, huty itd
aby Tuskowi na obiecanym stołku ( za likwidację naszego przemysłu) żyło się świetnie.
Jak będzie dalej ? ZOBACZYMY za jakiś czas...

Edek- nieudaczniku pochwał się swoimi osiągnięciami
w latach jakie wymieniane są w felietonach A.Cz."okruchy wspomnień"

smutna masz racje wymieniając osoby należące do wymienionych organizacji jak i późniejsze awanse ich dzieci- nie zapominaj,że byli to ludzie wykształceni i inteligentni w przeciwieństwie do niektórych obecnie rządzących notabli siejących jadem nienawiści tzw.smutasów.Znam autora felietonów i zapewniam,że nie zrobił kariery trzymając się klamki w komitecie i nie zmienił swoich poglądów politycznych jak to uczynili co niektórzy dokonujący wpisów.

I po co piszecie te bzdety pachnące brakiem sympatii i poszanowania wspomnień autora. On chce przywołać starszym wspomnienia cudowne a młodym pokazac jak można było fajnie i niedrogo spędzić wakacyjne dni. Tymczasem klikający tu od razu wplatuja watek polityki, i po co?Po co siac i wywoływać odrazę?. Piękne wspomnienia minionych czasów.... a Wy po prostu założyliście tu sprzeczkę o to kto i jak odbiera czyjeś młodzięncze lata. Nauczmy się cieszyć, odbierać pozytywnie wszystko co nam niesie los bo zobacz jeden z drugim swiat w niebezpieczeństwie a my przecież mamy jeszcze dzień spokojny i noc cichą. Pozdrawiam i zycze wiele optymizmu i słoneczka.

Można uderzyć w głowę i szukać guza.......
albo tylko echo odpowie - to zależy co w takiej głowie.....

Na tym obozie nie byłam ,ale bywałam na innych i zawsze z sentymentem je wspominam.....

Piękne wspomnienia, a komentarze? Polacy jak to Polacy zawsze będą narzekać czy to PRL czy obecne czasy, jesteśmy niestety zawistni i zazdrośni, nie umiemy innej pracy docenić mimo że sami nic nie robimy....

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.