Kultura i rozrywka

  • 30 komentarzy
  • 22292 wyświetleń

Plaża Miejska w Grajewie

       Mamy wreszcie upragnione wakacje. Tęsknota za nimi dotyczy wszystkich. Dzieci i młodzież szkolna nie muszą odrabiać lekcji, wcześnie wstawać i pilnować różnych wymyślonych przez starszych obowiązków, a dorośli? Świadomi potrzeby tego wypoczynku też czekali na urlop. Między uczącymi się a pracującymi panuje solidarna zgoda co do ich wspólnego losu. Za kilka tygodni kolejny tata zaprowadzi swego pierwszoklasistę do szkoły z jakże oczywistym  spostrzeżeniem: „Zapamiętaj ten dzień syneczku! Odtąd będziesz zasuwał aż do emerytury!”

      Ale kto z nas o sprawach tak odległych jak Księżyc od Ziemi wtedy myślał, zwłaszcza gdy czerwcowe ciepło wyzwala miłą niechęć do książek, gdy kończy się szkołę podstawową i od jutra upragnione wakacje? Oto rok 1960 i ostatnie dwa dni do opuszczenia mojej „Jedynki”. Po lekcjach, wprost ze szkolnego podwórka, na którym przed chwilą ganialiśmy za piłką, przyszedłem jeszcze po coś do klasy. Moja wychowawczyni Anna Gosiewska z pomocą Andrzeja Dawidowskiego właśnie wypisywała świadectwa. Andrzej zażartował, że moje ukończenie szkoły nie jest aż tak oczywiste. Nawet go nie słuchałem. Myślami byłem na sali gimnastycznej. Nazajutrz jest tam uroczyste zakończenie roku szkolnego i mój pierwszy, publiczny występ. W części artystycznej, z kijkiem z żyłką i ze słoikiem w którym pływała plastikowa rybka jako rekwizytami, wygłosiłem monolog o tym jak spędzę wakacje. Przejęty aby tylko nie zapomnieć tekstu mgliście zarejestrowałem rozbawienie widowni. Ze świadectwem w dłoni, jeszcze z miłymi brawami w uszach, wracałem po raz ostatni do domu. Z tego szczęścia chciało mi się jeszcze raz zaśpiewać końcową piosenkę, w której każde słowo wprost pachniało wakacjami:

 

Już za parę dni, za dni parę                 

Weźmiesz plecak swój i gitarę.                    

Pożegnania kilka słów,                                

Pitagoras, bądźcie zdrów,                       

Do widzenia wam canto, cantare!    

 

Lato, lato, lato czeka,              

Razem z latem czeka rzeka,        

Razem z rzeką czeka las,               

A tam ciągle nie ma nas…             

 

Błogie nieróbstwo i słońce załatwia wszystko. Ciągnie wtedy najbardziej woda. Chodziliśmy pływać na położone za stacją PKP przy drodze do Mieruć tzw. kanały, niewielkie ale głębokie zbiorniki wodne. Wchodziłem do zimnej wody niechętnie bo zdarzały się tam wypadki utonięć. Kusiło do kąpieli i jezioro w Boguszach. Duża polana i płytki brzeg przyciągał wielu chętnych ale najbardziej zmotoryzowanych i przyjeżdżających na rowerach wędkarzy. Bardziej popularna była dzika plaża  przy rzece Ełk na prawo od mostu zwana „harcerką”. Nigdy tam nie byłem a wkrótce nawet i nie musiałem. Właśnie od roku czy dwóch otwarto Plażę Miejską. Kilkuhektarowa powierzchnia na lewo od szosy na Rajgród była sensownie zagospodarowana. Na kąpielisko skręcało się tuż przed mostem w drogę, która istnieje do dzisiaj. Przed wejściem był szlabanek. Obsługujący go sprzedawał bilety wstępu, oczywiście ulgowe dla uczniów i już pędziło się szukać miejsca jak najbliżej wody. Duży trawiasty plac pełen ludzi od wnuków po dziadków Brzeg rzeki wyłożony żółtym, drobnym piaskiem, po którym chodzi się z przyjemnością gołą stopą. Wchodzę do wody ogrodzonej drucianą siatką rozciągniętą na wbitych w dno palach. Tu jest najbezpieczniej. Tacy pływacy jak ja czują się najlepiej gdy mają grunt pod nogami. W tej ogrodzonej części spotkałem po raz pierwszy pewnego chłopca o krępej budowie ciała. Sapał, parskał i nurkował jak mors. Coś tam do mnie przy tym mówił ale czujny, miał zawsze w zasięgu rąk linię desek ogrodzenia. No i jest dla mnie jasne dlaczego nasz lokalny dziennikarz Jarek Sarnacki pokochał bardziej piłkę nożną niż sport pływacki.

        Na lewo od tej ogrodzonej części jest już otwarta rzeka. Jej wartki prąd nie zachęcał nie tylko mnie do wyczynów pływackich. Do trzcin na przeciwległym brzegu dopływali nieliczni odważni, przeważnie posiadacze kart pływackich lub osobnicy z żółtym czepkiem na głowie oznaczającym zezwolenie na swobodne pokonywanie wpław wodnych przestrzeni. Tak, tak. Wtedy aby pływać gdzie się chce trzeba było mieć zezwolenie władzy. Plac plaży zamykał ładny architektonicznie, drewniany budynek z przebieralniami. Wchodziło się nań po kilku schodach na obszerny taras z ławkami. To było takie trochę kameralne miejsce do opalania okupowane przeważnie przez osoby samotne i podrastającą młodzież. Z tylu za głównym, reprezentacyjnym budynkiem wykopano dwa kanały – przystanie dla łódek, rowerów wodnych i kajaków. Za nimi, wzdłuż brzegu kanału drugiego, ciągnęły się zabudowania wypożyczalni sprzętu wodnego, chlewek i mieszkanie gospodarza obiektu. Projektant kąpieliska nie zapomniał nawet o toalecie. Kilkanaście metrów dalej stał sobie samotnie na łące malutki, „dwuizbowy” obiekt.

     Kąpielisko Miejskie było najbardziej uczęszczanym miejscem letniego wypoczynku dla mieszkańców miasta również z tego względu, że docierały tam pieszo spacerem całe rodziny. Był to pomysł ówczesnych władz trafiony w dziesiątkę. W zawsze pracujące soboty popołudniami i w niedziele można było tam spotkać mnóstwo ludzi: kolegów, znajomych, sąsiadów, panienki na wydaniu, szukających przygód podrywaczy i zmęczonych ciężkim tygodniem ludzi pracy. Nic nowego. Tak jest i dzisiaj. Właśnie odnalazłem w pamięci jakiś okruch tamtego czasu. Oto upalna, lipcowa niedziela. Cały plac pokryty kocami, ręcznikami, nawet prześcieradłami z rozebranymi plażowiczami. Poważni mężowie w białych chusteczkach na głowach, których rogi zawiązali na supełki, spoczywają w półleżących pozach i leniwie obserwują otoczenie. Od czasu do czasu sięgają po łyk piwa z butelki zamykanej drucianym zaciskiem z porcelitowym korkiem z gumką. Obok nich z lemoniadą lub oranżadą spoczywają nie mniej od nich poważne żony. Czytają „Przyjaciółkę”, młodsze „Kobietę i Życie”. W pobliżu młode mamy kołyszą wózkami, inne właśnie karmią swoje niemowlaki. Nieco dalej mali chłopcy znaleźli sobie trochę miejsca na kopanie piłki. Widzę wchodzącego z kolegami bramkarza Warmii Grajewo Irka Sztachańskiego. Akurat trafiła mi pod nogi czyjaś futbolówka. Pochylił się w moim kierunku czekając jak na karnego. Kopię, niestety, z przejęcia za mocno obok. A na rzece? Ruch w obie strony. Sporo kajaków i rowerów wodnych. Wzdłuż linii ogrodzenia jakiś chłopiec zdaje na kartę pływacką. Po okiem uprawnionego do ich wydawania egzaminatora WOPR musi przepłynąć ten odcinek kilka razy. Wolę nie próbować. Maluchy brodzą tuż przy brzegu pod bacznym okiem matek. Głębiej za nimi usiłują pływać dzieci starsze. Niektóre mają założone pływaki. Inne próbują swoich sił na nielicznych materacach. Większość chlapie się z przepasaną na krzyż dętką od roweru albo uczepiona grubych dętek motocyklowych. Przez ich harmider dolatują od prawej strony pełne wrażenia, radosne piski i krzyki. Skaczą z pobliskiego mostu do wody nastolatki, bez karty pływackiej. A poza tym jest cisza i spokój. Taki obrazek zapamiętałem z moich licznych odwiedzin tego miejsca. Z braku sklepiku ludzie brali ze sobą jedzenie i picie na cały dzień. Jak na majówkę. Wracali zrelaksowani późnym popołudniem pieszo do domu, gdy słońce chyliło się mocno ku zachodowi. W drodze powrotnej, w okolicach „Pasmanterii” często spotykali starszego pana w białym półfartuchu z furażerką na głowie. Trzymał na szelkach także białą skrzynkę, czasami miał obok wielki, emaliowany termos - kanę. Uśmiechnięty, życzliwy wydobywał triumfalne swój letni wyrób. Po chwili towarzystwo maszerowało dalej z lodami. Trzymane w dwóch kawałkach wafla, jakże były smaczne. Tak czekał na powracających plażowiczów pan Lekent, który miał swoją lodziarnię przed przejazdem kolejowym, przy poczcie.

  Kąpielisko Miejskie w Grajewie cieszyło się dużą frekwencją mimo braku parkingu, malej gastronomii, placu zabaw dla dzieci, boiska dla siatkówki i… chyba ratownika. Nie było też  głośników z wylewającym się na ludzi heavy metalem, rapem, hip – hopem, łup - łopem, bum - cykiem i Bóg wie jakimi jeszcze innymi wynalazkami ponoć uatrakcyjniającymi dzisiejsze plażowe życie. Ludzki gwar wpisywał się w naturę. Pozwalał usłyszeć żyjące w symbiozie z ludźmi ptaki wodne, skrzeczące żaby a od pobliskiej łąki śpiewające skowronki. Nieliczni słuchali radia tranzystorowego ale dyskretnie. Był to objaw innej kultury społecznej. Skutek apeli i upomnień innych niż dzisiaj mediów, innego dziennikarstwa.

        Funkcjonowanie nieźle urządzonego jak na ówczesne czasy kąpieliska skończyło się wkrótce po uruchomieniu Spółdzielni Mleczarskiej w Prostkach, pozbawionej oczyszczalni ścieków. Czysta rzeka Ełk, tak czysta że w biednych, powojennych latach żywiła mieszkańców miasta nie tylko rybami ale i wiadrami raków, została na długie lata zatruta. Pewnej nocy, jak barak ze świetlicą PSS, barak ze świetlicą BSP, tak i główny budynek Kąpieliska Miejskiego spłonął. Resztę zdewastował czas. Po latach zachłanna zieleń pokryła ostatnie ślady ludzkiej działalności. Zniknął żółty piasek, zarósł trzciną brzeg rzeki. Pokryty kretowiskiem plac, często podmokły, nie budzi zaufania, niechętnie poddaje się stopom. Z trudem można odnaleźć betonowe schody na taras głównego budynku przebieralni. Obydwa kanały częściowo zasypane są prawie niewidoczne. Nie ma nigdzie dawnych zabudowań. Tylko nad łąką gdzie stała niegdyś prymitywna wygódka nadal śpiewają skowronki.

       Zachęcam władze miasta do lustracji tego miejsca. Basen basenem ale po zakończeniu zadania, może dałoby się - póki są fundusze unijne - zrewitalizować we współczesnej formie miejskie kąpielisko na otwartym powietrzu? Raki już powróciły.

       A na zdjęciach pocztówka z ogólnym widokiem tego miejsca, autor na rowerze wodnym przy ogrodzeniu i widok na główny budynek Plaży Miejskiej w Grajewie.

 

                                                                                  Antoni Czajkowski

 

 

Felieton nr 22 z cyklu „Okruchy wspomnień”

czwartek, 21 listopada 2024

"Dzieciństwo MOCY bez przeMOCY"

Komentarze (30)

Teraz niestety powstaje tam wysypisko gruzu i śmieci.

W Prostkach już jest taka plaża miejska ,i nawet jest tam Siłownia pod chmurką ...polecam..

Panie Czajkowski a pamięta pan Mariana na rolę wąskiego. ?

płakać mi się chce....wróciłem po latach do rodzinnego miasta
to były czasy !
a ja czuję się jak rak...który powrócił z tęsknota w dawne miejsce swojego życia
i pozostał jak obcy ...bo to miejsce go nie poznało

Bardzo dobry pomysł basenu zachciało się kilku nie domytym a za wszystko zapłacimy my mieszkancy a plaża miejska to jest coś prawie karzde miasto ma a 18 milionów można zrobić plażę mażeń

Basen rozumiem ale muzeum mleka kto tam będzie chodził te koszty można było przeznaczyć na odbudowę tej płazy niech władze grajewa pomyślą !!!!!

Brawo za ten artykuł. Może da on władzom do myślenia. Mieszkańcy Grajewa nie mają żadnego kąpieliska ani ścieżki rowerowej, którą można by dojechać do Tamy albo do Bogusz. Nic dziwnego, że młodzi z miasta wyjeżdżają.

Wstyd się przyznać, ale jakoś nie pamiętam tej plaży nad rzeką. Później chodziłem na "dziką plażę". A pod mostem łowiłem raki. Tolek, ładnie zaprezentowałeś te wspomnienia. Widać wielką wrażliwość. Pozdrawiam!

Antek jesteś na bakier z ortografią..... przy następnym komentarzu weź słownik .....bo aż w oczy razi.....

Do polonisty. W żadnym artykule pana Tolka nie znalazłem ani jednego błędu ortograficznego. Być może pan ma kłopoty z pisownią. Wszystkie felietony są świetne i na wysokim poziomie.

Panie Tolku , ja , humanistka , która wyszła spod ręki śp. prof. Dudyczowej , z ogromną przyjemnością czytam Pana wspomnienia. Pozwalają mi one wrócić do dawnego Grajewa , do czasów mojej wczesnej młodości , do tego o czym się już zapomniało a co było ważną częścią życia. Wdzięczna jestem Panu za te , pisane fantastyczną polszczyzną teksty, które ... odmładzają czytelnika. Pozdrawiam serdecznie .

uwaga dotycząca ortografii odnosiła sie raczej do komentującego Antka , a nie do autora artykułu.

Z prawdziwą przyjemnością czytam wspomnienia pana Czajkowskiego. Są pisane ładnym językiem i zgadzam się z panem Apoloniuszem, że ich język świadczy o ogromnej wrażliwości i kulturze piszącego. A co do "polonisty"? No cóż. mam nadzieję, że pana nie uczyłam, bo bym nie mogła spać.

Ja przychylam się do "polonisty". Faktycznie, w komentarzu "antka" są błędy rażące w oczy. Ale widać ani "Janek", ani tym bardziej "Miśka" nie potrafi czytać ze zrozumieniem, a chwali się, że jest polonistką...

Swietne zdjecia.

Uwielbiam Pana artykuły.Czytam je z wielką przyjemnością. Poznaję historię mojego rodzinnego miasta,o której nikt nigdy mi nie opowiadał.Dziękuję.

Zgadzam się z tym panem mi się też marzy plaża nad naszą niewykorzystaną rzeką .Tym bardziej że się sam spędziłem wiele letnich dni, na tej rzece i dlaczego inne miasta wykorzystują te walory a my nie.

Bardzo fajny artykul. Szkoda ze nie ukazal sie jak walczylem o utworzenie plazy miejskiej i rewitalizacje jez. Brajmura kilka lat temu. Z powazaniem K.Zyskowski.ps. moze ktos pojdzie moim sladem I ponownie naglosni ta sprawe ?

Panie Antoni..gdyby Grajewo podlegało pod władze Ełku..to szansa by była..a tak..to tylko marzenia pozostały..i pozostaną

Generalnie do pływania wybieram jezioro ale rzeka jest bliżej więc dzieci mogły by pieszo dojść aczkolwiek niedługo będzie też basen. Natomiast nie dla jeziora Brajmura, obawiam się że to jedno wielkie wysypisko śmieci z uprzątnięcie może okazać się bardzo trudne (pozostanie np. szkło).

W naszym Grajewie są tylko słowa: trudno, nie można zrobić, nie opłaca się - jest młoda ekipa Włodzarzy Miasta to do roboty i nie będzie trudno, szkoda, czy też brak pieniędzy, a na wszystko znajdzie się wyjście i może kiedy będziemy tez EŁKIEM, a trochę dawniej oba miasta były porównywalne i co zrobiły z naszym miastem władze, pozdrawiam.

Niestety Karolu, gdyby każdy mieszkaniec miał taką wyobraźnię, tyle zapału i lokalny patriotyzm to miasto lepiej by dzisiaj wyglądało niż Ełk a tak zaczyna wymierać śmiercią naturalną... lepiej budować kościoły:D

Tolek, ale masz pamięć/no jesteś młodszy odemnie/
Na plaży miałem swój kajak, pływaliśmy do Ełku,Lipińskich na ryby, na mleko do Bogusz.Natomiast na plaży atmosfera i tu się z Tobą zgadzam rodzinna. Janek R.

Kiedyś ta rzeka była dla nas, dzieci, wszystkim, mówiło sie nawet "idziemy do rzeki", a nie nad rzekę.Całe wakacje spędzałem albo na "harcerce", nawet dalej, z kilometr od mostu w dół rzeki, albo na plaży, albo pod mostem, skoki z filaru, z podłogi mostu, z poręczy sie bałem...w dnie rzeki pale po starym moście, dość ryzykowna zabawa. Na harcerce i nas plaży woda czyściutka, żółty piasek, pełno kiełbi na płyciźnie. Rzeka była znacznie szersza, dziś zarosła szuwarami, jak zauważyłem przejeżdżając droga do Raigrodu. Kiedyś parę razy w roku płynęła łodź z zamontowaną kosiarką, cięła zielsko wodne, które spływało z prądem. Nie mieszkam w Grajewie, ale chyba rzeka nie jest ciągle zatruwana ściekami z mleczarni w Prostkach, jak tu wyczytałem, w końcu jest dopływem Biebrzy, najczystszej polskiej rzeki?? A jeśli nie jest zatruta, to warto przywrócić plażę do życia.

Tak ..co zrobiły z naszym miastem władze..doprowadziły do upadku a szczegolnie najbardziej przyczynił sie do tego P. Waszkiewicz ze swoim zastepcą w czasie tragicznej 8 letniej kadencji..wtedy to własnie nastapil upadek miasta....

Od 20 lat mieszkam w Warszawie. Z mojej perspektywy rewitalizacja jeziora i plazy miejskiej to jedyny sposob na dlugotrwaly rozwoj Grajewa, czego przykladem moze byc Elk. Napisalem maila w tej sprawie do obecnego burmistrza oraz pozostawilem wiadomosc na Facebooku. Niestety nie doczekalem sie zadnej odpowiedzi.

dla władz miasta największym problemem w odnowieniu plaży - jesteśmy my MIESZKAŃCY
ponieważ chcemy tego
i wielu innych rzeczy...kiedy zaczną wreszcie rządzić prawdziwi " grajewiacy "??Nie tacy którym chodzić będzie o pieniądze,władzę,wpływy itd...Tacy ,którzy bez naszej gadaniny pierwsi się wezmą do roboty,którzy nas zaskoczą,którym nie trzeba będzie mówić...przypominać - oczywistych rzeczy !

Plaża miejsca w Grajewie, jestem na tak!!! trzy razy tak! i zapewne realizacja takiego pomysłu spotka się z dużym poparciem

Jakże z wielka przyjemnoscia a zarazem tęsknota i ukłuciem zalu w sercu przeczytałam ten artykuł...Staneły mi przed oczyma obrazki z dzieciństwa jak żywe ,,,cudowny błogi nastoj pogodne twarze moich rodziców i obrazek mego ojca jak ze mna na "barana' przepływał rzeke na druga strone .....Nostalgia za tym co było ogromna ze az czujew swojej wyobraźni zapach wody ....Fajnie ze opisał Pan to Panie Antoni w tak pięknych słowach jak obrazem malowny..pięknie się kłaniam i proszę o jeszcze...była uczennica i rodowita Grajewianka ...Ewa Izbicka

Pamiętam wszystko ,co Pan tak cudownie opisał . Jestem bardzo wzruszona,poczułam ,że i ja tam jestem,czas się zatrzymał .....

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.