…sługa za nim po pieniądze – mogliby za mnie dokończyć Państwo odwiedzający ten portal internetowy. A ja z kolei potrafię z otchłani pamięci wyłowić jeszcze dalszy ciąg tego wierszyka: Dla pana barana, a dla sługi gęś… Dalszych słówek nie pamiętam, za wszystkie szczerze żałuję… Nie, z tym żałowaniem to tylko taki niesmaczny żart.
Słowo „kolęda” w naszym ojczystym języku ma podobno dwa znaczenia. Oznacza pieśń o charakterze bożonarodzeniowym oraz wizytę duszpasterską. Chyba ze dwa lata temu oglądałem program Kabaretu Moralnego Niepokoju i tam była pokazana wizyta księdza w krzywym zwierciadle. Ja tym się różnię od kabareciarzy, że niczego w krzywym zwierciadle prezentować nie zamierzam, a nawet nie potrafię, dlatego ograniczę się jedynie do kilku moich spostrzeżeń z grajewskiego podwórka.
Póki co mamy w Grajewie trzy parafie rzymskokatolickie i garstkę innowierców. Nie mam pojęcia, czy u tak zwanych (w tygodniu modłów o jedność chrześcijan) braci odłączonych jest coś takiego, jak odwiedziny domowe duszpasterza, ale u katolików takie odwiedziny to wielowiekowa tradycja i standard. Zresztą świadczy o tym tytułowy wierszyk, który zapewne Państwo słyszeliście nieraz. I księdza po kolędzie też chyba przyjmujecie.
Celowo użyłem słowa „chyba”, gdyż nie jestem tego pewien. I prawdę mówiąc, wcale mnie to tak specjalnie nie interesuje. Dlaczego? Bo nie jestem księdzem. Natomiast oprócz tego, że lubię czasami pisać, to lubię też sobie posłuchać, co ludzie mówią. I wyciągać wnioski. Jakie zaś człowiek świecki, czyli należący do tak zwanej sfery „profanum”, wnioski wyciągnąć może?
Okazuje się, że nie wszyscy przyjmują księdza po kolędzie. Nie oznacza to bynajmniej, iż należy przyjąć taką hipotezę, że ci nieprzyjmujący księdza to heretycy albo ateiści. Śmiem twierdzić, że i niektórzy katolicy nie zaliczyli wizyt duszpasterskich. W Grajewie ma taka postawa zasięg raczej ograniczony, ale w większych aglomeracjach zjawisko jest o wiele bardziej widoczne. Ja tego nie oceniam, tylko o tym piszę. Może nie mam prawa pisać o sprawach dotyczących Kościoła? Nie wypowiadam się krytycznie na temat dogmatów, liturgii etc., sprawa kolędy to raczej kwestia niezwiązana z kultem.
Zaobserwowałem jeszcze jedno zjawisko. Co jakiś czas po którejś z trzech parafii odbywa się tak zwane „nawiedzanie” obrazu o charakterze religijnym. Nic w tym dziwnego nie ma, w innych miastach też coś takiego ma miejsce. Zaś w naszym mieście , podobnie jak gdzie indziej, zainteresowanie „chodzącym” obrazem jakby słabnie. Może dlatego, że coraz bardziej słabną więzi międzyludzkie i ludzie nie chcą się gromadzić w prywatnych domach i mieszkaniach? A może dlatego, że przyjęcie pielgrzymującego obrazu wiąże się także z wydatkiem pieniężnym?
Przybiera na sile antyklerykalizm. To zjawisko zresztą jest tak samo chyba stare, jak chrześcijaństwo i katolicyzm. Już sam mistrz Jan Kochanowski pisał był onegdaj we fraszce
„O kaznodziei”:
Pytano kaznodzieje: „Czemu to, prałacie,
Nie tak sami żywiecie, jako nauczacie?”
Myślę, że wystarczy, nie będę dalej cytował Kochanowskiego, o którym wiem, że zawsze był przykładnym katolikiem, a od Reformacji i Mikołaja Reja (tego kalwina!) trzymał się z daleka…
Cóż, niektórzy grajewianie nie życzyli sobie wizyty domowej księdza i to ich prywatna sprawa. Niektórzy uznają siebie za wierzących, ale niepraktykujących. Wiem, że Kościół nie uznaje takiego zjawiska. A ja, czy jestem antyklerykałem? Na pewno nie takim jak Tadeusz Boy – Żeleński. Na pewno. Bo przecież nie mam takiego talentu… A może w ogóle nie jestem antyklerykałem, tylko lubię sobie czasem powybrzydzać i ponarzekać? Bo i tak zostanę przecież rozgrzeszony…
A stare ludowe porzekadło mówi:
Kto ma księdza w rodzie,
temu bieda nie dobodzie…
fot. grajewianin
Komentarze (0)