Antoni Czajkowski, felieton 24/16 z cyklu „Okruchy wspomnień”
GRAJEWSKIE HARCERSTWO
Jestem ciekaw ile wspomnieniowych komentarzy wywoła ten felieton? Mamy lipiec AD 2016 i najlepszy miesiąc na obozy harcerskie a chyba większość z mego pokolenia z harcerstwem miała do czynienia. Jako młody chłopak zawsze podziwiałem starszych panów, którzy brali urlopy, wdziewali mundury i obejmowali ważne funkcję na wakacyjnym obozie. I nie wyglądali śmiesznie w krótkich spodenkach. Identyfikowali się ze swoją pasją często do końca życia. Byli odprowadzani z tego świata z harcerską rogatywką na wieku jak mój starszy kolega Marian Mieszkowski z Łomży, były przewodniczący WK SD. Ja, niestety harcerstwa zaledwie liznąłem ale czuję o co w tym ruchu chodzi ale to ocenią prawdziwi, stuprocentowi harcerze.
Są trzy miejsca blisko Grajewa jakie znam, na których zakładano obóz. Wszystkie w okolicach Tamy. W kierunku na Woznawieś po lewej stronie jest dojazd do jeziora i obok na skarpie las. W pobliżu Nadleśnictwa jest duża polana nad jeziorem Rajgrodzkim. Przy drodze do Ełku w Zawadach jest również ciekawe miejsce. Na przełomie maja i czerwca chętnym na obozy i kolonie nasza wychowawczyni rozdawała w klasach specjalne druki. Po ich wypełnieniu, potwierdzeniu przez lekarza i podpisaniu zgody przez rodziców była jeszcze niewielka opłata. Zakwalifikowanie przez komendę Hufca ZHP było zaproszeniem do nowej przygody. Dla chłopca, który po raz pierwszy w tym uczestniczył także pewnym wyzwaniem. W umówionym miejscu i czasie wsiadaliśmy do ciężarówek. Na miejscu czekały na nas duże namioty rozstawione dzień, dwa wcześniej przez instruktorów lub z pomocą wojska. Po przybyciu zbiórka wszystkich na placu apelowym i spotkanie z druhem komendantem po czym druh oboźny z pomocą starszych harcerzy - drużynowych przystępował do wykonania rozkazów. Na początek podział często stuosobowej grupy dziewcząt i chłopców zgodnie z wiekiem na zastępy, przydział namiotów, wyłonienie zastępowych. Na dużej polanie koło Nadleśnictwa uczyliśmy się robić prycze. Na prymitywne, drewniane konstrukcje nakładaliśmy liściaste gałęzie. Tworzyły podściółkę pod gruby, wojskowy koc. Resztę posłania stanowiła poduszka i drugi koc. Jak się w takich warunkach spało? Materac z giętkich, równo położonych warstwami gałęzi był miękki. Najpierw wszystko pachniało lasem, zielenią, szeleściło, czasami trochę uwierało. Drugą noc było już dobrze. Gdy padał deszcz spadające na brezent krople były czymś nowym. Ich zmieniający się werbel rytmów usypiał. Jak przystało na prawdziwych harcerzy do naszego zadania należało urządzenie polowej latryny. W ustronnym miejscu za terenem obozu był wcześniej wykopany rów. Po oby stronach wkopaliśmy w ziemie po dwie grube, rosochate gałęzie. Ułożone w poprzek dwie żerdzie tworzyły siedzisko. Jak pamiętam ta niewygoda nie tworzyła ambarasujących sytuacji a przynajmniej nikomu nie przeszkadzała. W końcu był to letni obóz a nie hotel. Nie przeszkadzała również kuchnia pod gołym niebem. Codziennie kolejny zastęp wyznaczony rozkazem na wieczornym apelu wstawał wcześniej rano jako pomoc dla pań kucharek. Przygotowywał śniadanie, obierał ziemniaki i pomagał do kolacji. Obozowy obiad na świeżym powietrzu jest lepszy od dania z najlepszej restauracji. Do dziś czuję w ustach tamten smak kotleta mielonego, sałaty i ziemniaków. Po obiedzie było mycie menażek. Gdzie? W jeziorze. Detergentem? Tak, naturalnym. Gdzie można kupić? Żółty piesek Jest za darmo. Nasze osobiste naczynia i przybory aż lśniły od czystości. I nikt się od nikogo nie zaraził ani otruł. Jezioro zaraz też robiło się czyste bo ryby i skorupiaki czekały na swój obiad. Tak bliskie obcowanie z przyrodą polegało również na braku prądu elektrycznego przez trzy tygodnie.
Po porannym apelu były zajęcia artystyczne, musztra, robienie totemów, w słoneczne dni opalanie się, czasami jakaś mała praca społeczna np. szukanie stonki na polach PGR Zawady. Z tą ostatnią czynnością kojarzy mi się nasz drużynowy Anatol Dąbrowski, który później pracował w wojsku służąc jaki wysoki rangą oficer w Burze Ochrony Rządu. Otóż druh Anatol nauczył nas wojskowej piosenki o karabinie maszynowym, której refren był następujący:
„Bo maszynka okopana i ukryta jest w terenie gdzieś
Jak panna zakochana sieje serię jak marzenie...”
Maszerowaliśmy na stonkę z tym marszem, później spopularyzowanym poza obozem. Kilka lat temu na tradycyjnym, dorocznym spotkaniu prof. Gronerta jako wychowawcy ze swoją klasą na widok Anatola zaśpiewałem znany refren natychmiast podchwycony przez uczestników.
Rytuałem obozowym było harcerskie ognisko po apelu wieczornym. Wyznaczony zastęp z pomocą starszych harcerzy - drużynowych znosił z lasu chrustu, gałęzie i ustawiał stos. Inny przygotowywał w tajemnicy cześć artystyczną, w której oprócz tradycyjnych pieśni harcerskich śpiewanych wspólnie były aktualne przeboje, satyra, ktoś grał na gitarze. Były popisy solowe i chórki. Przy zapadającym zmroku druh oboźny lub ktoś zaproszony ze starszyzny miał za zadanie jedną zapałką zapalić ogień. Po zmroku wszyscy z wyjątkiem wart siedzieliśmy dookoła ogniska. Wpatrzeni w milczeniu w trzaskające płomienie tworzyliśmy niepowtarzalny nastrój. Ktoś z komendy obozu zaintonował:
„Płonie ognisko i szumią knieje, drużynowy jest wśród nas, opowiada starodawne dzieje, bohaterski wskrzesza czas. O rycerstwie spod kresowych stanie, O obrońcach naszych, polskich granic a ponad nami wiatr szumi, wieje i dębowy huczy las…”
Patriotyczna pieśń, śpiewana już przez pokolenie, które odzyskało Polskę po latach zaborów wywoływała zadumę. Poważniały skore do śmiechu twarze, niejeden ukrywał swoje wzruszenie intensywnie czegoś wypatrując w ognisku. Dla odmiany nastroju służył wesoły kanon znany wielu nawet nie harcerzom:
„Płonie ognisko w lesie
wiatr smętną piosnkę niesie
przy ogniu zaś drużyna
gawędę rozpoczyna
Czuj, czuj, czuwaj! Czuj, czuj, czuwaj!
Rozlega się dokoła
Czuj, czuj czuwaj! Czuj, czuj, czuwaj!
Radosne echo woła!…”
Ta stara, tradycyjna pieśń nie potrzebuje akompaniamentu. Po każdych dwóch wersach piosenkę od początku zaczyna następna grupa a poprzednia kontynuuje. Po czterech wersach nakładająca się melodia tworzy czterogłos. Dla takiej wielogłosowości nie trzeba mieć specjalnego przygotowania. Kto tak dzisiaj śpiewa? A czy ktoś z młodszych czytelników wie co to jest kanon? Nie? No to wygooglować.
Po solowych popisach z piosenkami np. Piotra Szczepanika czy Bohdana Łazuki finałem był program satyryczny, oczywiście też specjalnie przygotowany. Na obozie w Zawadach popularne było „Echo”. Jedno z uczestników stojąc przy ognisku wymawiało głośno imię i nazwisko kogoś z wyróżniających się harcerzy nie oszczędzając kadry. Kolega ukryty w pobliskich krzewach przez zaimprowizowaną tubę robił echo dodając wiele mówiący o osobie tytuł filmu. Kino było wtedy tak popularne, że osoba trafnie skojarzona z tytułem wywoływała salwę śmiechu. Ognisko kończyło się tzw. Kręgiem. Wszyscy razem z kadrą w pozycji stojącej tworzyli koło, chwytali się krzyżując dłonie i śpiewali pieśń pożegnalną. Później zastępy szły do namiotów na „Aaa kotki dwa”, ale kadra jeszcze niekoniecznie. W nocy czuwał druh z wyznaczonym do warty zastępem. Był jak dyżurny oficer w jednostce wojskowej. Nadzorował młodych wartowników i pilnował z nimi aby ktokolwiek nie wykradł obozowej flagi. Zdarzało się to często gdy były sąsiednie obozy. W celu zagarnięcia flagi organizowano specjalne gry i podchody.
Harcerstwo uczy patriotyzmu, dyscypliny i odpowiedzialności. W młodym życiu obozowe obcowanie z naturą jest przeżyciem nadzwyczajnym, którego dzisiaj chyba nie sposób odtworzyć a i dla wielu docenić. Czy ktoś wyobraża sobie młodzież snującą się po obozie że słuchawkami na uszach, ze wzrokiem utkwionym w smartfonie? Czy jest możliwy obóz bez dyskoteki, z tradycyjnym ogniskiem? A w ogóle pytanie generalne: czy Sanepid, uzurpujący sobie nadmierne prawa jak niejedna kasta urzędnicza do regulowania naszego życia, zezwoliłby na obóz jaki pamiętam?
Pozostawiam te pytania refleksji czytelników. A teraz zamykam oczy bo już widzę w chuście druha Brzeskiego jak zapala ognisko, druha Webera sprawdzającego zamocowanie śledzi przy linkach do namiotu. Druhna Danusia Kamińska w jakimś kącie obozu ze swoją grupą przygotowuje kolejny program artystyczny. Kucharka pani Sentkowska przy wojskowej kuchni polowej z uśmiechem nalewa chochlą zupę dla stojącego w kolejce zastępu. Wszędobylski druh oboźny Wiesław Kołodziejczyk siedzi na ognisku otoczony harcerzami i radośnie śpiewa. Nasz młody lekarz, student medycyny z Białegostoku po Heine – Medina z trudnością chodzi i właśnie usiadł nad wodą. Wczoraj Heniek Klimaszewski został potrącony przez samochód obozowy i powieźli go do szpitala. Odtąd na całe życie zostanie kulawy. Komendantka Hufca sympatyczna Teresa Śmigasiewicz z marsową miną przyjmuje raport na apelu, tuż obok przemknął zamyślony druh Krzysztof Borawski…
Tak jest! Harcerstwo uczy patriotyzmu, dyscypliny i odpowiedzialności. Ktoś ten piękny ideał celowo podzielił i zdeformował. …???...
Na zdjęciach: odwiedzili swoje dzieci na obozie w Gibach w 1958 roku, m.in. Piotr Pruchniak (z lewej), w mundurze hm. Wiesław Wiśniewski, na drugim zdjęciu Waldek Michalak z Jankiem Romanowskim.
Jankowi i Zenkowi Romanowskim dzięki za zdjęcia.
Antoni Czajkowski
wtorek, 19 listopada 2024
wtorek, 19 listopada 2024
Byłem na obozie harcerskim na Tamie, na dużej polanie. Zapamiętałem nudziarstwo, obieranie kartofli....i to, że byłem wiecznie głodny...aż przychodziła warta przy namiocie z jedzeniem i można było sobie pofolgować. Wieczorne śpiewy przy ognisku były sympatyczne, ale generalnie to było dziadostwo..Byłem raz i wystarczy
Harcerstwo nigdy mnie nie pociągało, nigdy się do niego nie zapisałem, choć w szkole jako belfer prowadziłem z nakazu dyrektora drużynę harcerską. Dopiero jakaś komisja z Łomży (było województwo łomżyńskie) uwolniła mnie od tej "zaszczytnej' funkcji, o której nie miałem pojęcia. Natomiast tekst Tolka bardzo sympatyczny, czyta się go z przyjemnością
Ac ty to nie mogłeś do Pionierów się zapisać bo tata twój by cię do domu z tako lodznako nie wpuścł .
Nie Tama a Woznawieś kartofel z ogniska jakie to było smaczne lepsze od kebaba
Przeżyc obóz, burze w namiocie i doznać smaku gotowanych potraw przez ś.p. Jadzię Sentkowska-wtedy można powiedzieć, ze poczuło się rozkosz harcerskiuego lata.To harcerstwo kształtowało młode charaktery, uczyło zaradności w przeróżnych , czasem niewygodnycH,sytuacjach, dawało niewyzwolona radość w młodych sercach ,niezapomniane wspomnienia na zawsze.... To była Szkoła życia, której obecnie potrzeba następnym po nas pokoleniom. Teraz mamy wakacje, cisza na podwórkach, cisza.. bo jest komputer , jest tablet i jest egoistyczna wygoda:wszystko podane na tacy(może przesadzam?). Czuwaj Stara Wiaro, dzięki Wam jesteśmy silni duchem , bo "PŁONĄ SERCA, CHOĆ WŁOS NAM BIELEJE, ZWIĄZEK ZAWSZE ŁACZY NAS.SA W NIM STARE I OBECNE DZIEJE. BOHATEROWIE SA WSROD NAS......."
I tak trzymać wnuk kucharki
jest swietnie przeczytac takie wspomnienia.grajewiak w usA
Na załączonej fotce osoba leżąca to jest pan Józef Kucharski ( ojczym tragicznie zmarłego w wyniku nieszczęśliwego wypadku naszego kolegi
Sylwestra Nowickiego-Sylwek także był na obozie harcerskim w m.Giby.
Za te mundurki harcerskie to nasi rodzice mieli przechlapane w komitecie powiatowym pzpr c.Nastawała moda czerwonego harcerstwa pomysłu Kuronia.
Apropo Sylwka- został przez przypadek postrzelony z KBKsu/ taki rodzaj sportowego karabinka/
Poszukuje Anatola Dabrowskiego o ktorym wspomniano w tym artykule. Znalam go Jako oficera Biurze Ochrony Rzadu w latach w latach1970-1972. Utacilam z nim kontakt po wyjezdzie z Kraju. Po latach chcialam mu podzekowac I nawiazac Kontakt. Nazywam sie Grazyna. Prosze o informacje na E-mail
ggrygo@gmail.com. Dziekuje.