„Rywalizacja temperuje słabe a rozwija silne umysły”. Gdzieś, kiedyś usłyszałam takie słowa. Morton Deutsch stworzył teorię współpracy i rywalizacji, rozszerzył ją Davida Johnoson w roku 1983, który twierdził, że podstawą tego stylu jest wygranie za wszelką cenę przy równoczesnym ignorowaniu drugiej strony. Chęć zyskania przewagi prowadzi do wprowadzania drugiej strony w błąd, wykorzystywania fałszywych obietnic oraz taktyki pochlebstw i dezinformacji.
Chęć bycia lepszym za wszelką cenę zabija racjonalność działania, zaślepia człowieka a tak naprawdę tuszuje poczucie silnego lęku w szerokim aspekcie: strach przed opinią rodziców, nauczycieli, współpracowników itd. Osoby nieustannie rywalizujące są pyszne, zadzierają nosa, są mało atrakcyjne interpersonalnie i w efekcie wpadają w kompleksy, z których nie da się wyzwolić nawet w dorosłym życiu. Łatwo sobie wyobrazić, co położymy na szali wagi i w którą stronę się ona przechyli.
Nasi pracodawcy oczekują rywalizacji u pracowników ze względów ekonomicznych, sami - mniej lub bardziej świadomie prowokują, doprowadzając do powstawania wzajemnych, negatywnych najczęściej postaw.
Krzywe spojrzenia, donosy, to metody widoczne w firmach. Środowisko staje się prawdziwym polem bitwy, bo awans, premia a nawet pochwała szefa stają się celem.
Rodzice, wygłaszając różne mądrości - myśląc oczywiście, że postępują jak należy – doprowadzają do sytuacji, że dziecko „zmuszane” jest niemal do pewnych zachować, bo oczekiwania w stosunku do jego osoby są tak wysokie, że przy najmniejszym niepowodzeniu, gorszej ocenie, mniej udanym klasowym występie następuje efekt chwilowego załamania, rozgoryczenia, rezygnacji, obniżenia poczucia własnej wartości. W chwili, gdy przychodzi opamiętanie zamiast wywołania myśli, okey dzisiaj się nie udało, ale powiedzie się innym razem, będę dalej próbował, takie dziecko zaczyna myśleć, że przy najbliższej sposobności wykorzysta nieuczciwe techniki i zdobędzie ocenę ściągając, wykorzystując znajomości, podlizując się, opierając na słabościach innych, byle za wszelką cenę, bo tylko poczuciu triumfu daje mu siłę. Niestety to wszystko przekłada się na dorosłe życie. Osoba rywalizująca otacza się zazwyczaj jedną koleżanką, trzymając ją blisko przy sobie, może nawet osiągnie jakiś status społeczny ale nigdy nie osiągnie tego, czego brak odkryje dopiero w dojrzałym wieku.
Rywalizacja nie jest zła sama w sobie, ale nie może być podsycana przez innych, bo wtedy szkodzi.
Współpraca, kompromis, życzliwe słowo, bezinteresowna pomoc innym więcej mogą zdziałać, niż chora rywalizacja, po której wygrany tylko przez chwilę poczuje słodycz zwycięstwa, dalej będzie tylko lęk.
Nigdy nie jest za późno, by zauważyć w sobie te gorsze cechy, można skutecznie hamować tego typu zapędy, nawet ugryźć się w język, gdy zechcemy po raz kolejny zapytać o osiągnięcia innej koleżanki z klasy czy miejsca pracy, tylko po to, by poczuć przez chwilę wątpliwą wyższość z sukcesu przypisywanego sobie. Bo słowo sukces ma wiele znaczeń, ważne by wybrać ten, który nie uderza w innych.
(kpw)
niedziela, 10 listopada 2024
środa, 20 listopada 2024
Mądrze napisane,dziękuję pani
To rodzice najczęściej mają oczekiwania.Zabierają dzieciom dzieciństwo.Ja swoich chłopaków nie będę naciskać,namawiać.
To "dzieki" najbliższej rodzinie niektore dzieci staja się bezczelne,zawsze pchają się przed innych,wymuszają zabawy i za wszelja cenę stawiaja na swoim.Jestem nauczycielką i czesto zastanawiam sie,w którą stronę to zmierza?
Moje dziecko w przedszkolu na takiego kolegę, aż język trzeba hamowaci,by nie przygadac.