Felieton 4-16 z cyklu "Okruchy wspomnień"
BALE W "JAGIENCE"
Skończył się karnawał 2016. Czas Studniówek i zabaw, na których coraz więcej łżezespołów serwuje bezwstydnie muzykę z komputera. Odbierają chleb nie tylko tym, którzy przez wiele lat uczyli się i ćwiczyli na instrumencie ale po części i DJ (di dżejom), którzy przynajmniej zarabiają uczciwie prezentując muzykę bez atrap. Dyskoteki pełne są młodych ludzi. W kręgu tanecznym kółka, kółeczka, rytmiczne pląsy, popisy solo i to chyba cały ich repertuar. Dancing kojarzy im się zapewne z tańcem parami jako przeżytkiem. A to wcale nie starocie. W jednym ze styczniowych, kolorowych magazynów przeczytałem duży artykuł o odradzającej się kulturze takiej zabawy. W Stolicy jest już kilka cieszących się dużym powodzeniem miejsc gdzie młodzi ludzie z przyjemnością bawią się przy muzyce swoich dziadków. No proszę! Jak ten świat się zmienia. A podczas niedawnych mistrzostw Europy w piłce kopanej w Warszawie trudno było znaleźć lokal gastronomiczny, w którym goście mogliby miło spędzić czas przy kolacji z tradycyjną muzyką taneczną. Tak się przecież działo i dzieje w niejednym dużym, europejskim mieście. Jedną że śmiesznych przywar współczesnych Polaków jest tzw. wychodzenie przed orkiestrę. Pokazać się za wszelka cenę, że w niczym nie odstajemy od reszty „mądrzejszej” Europy. Jesteśmy tak nowocześni, że… aż jeszcze bardziej. Ta głupota funkcjonuje 24 godziny na dobę. Panuje moda na folk (nie folklor) bałkański, irlandzki, żydowski i każdy inny byle nie polski. W każdej prywatnej stacji dominuje angielszczyzna. Daje się we znaki nawet w publicznej „Jedynce”. Bezmyślni redaktorzy dopuszczą na antenę każde piosenkowe badziewie aby tylko po angielsku. Pewnie dla dodania sobie nimbu „lepszości”. Czy to nie dla jakiegoś dowartościowania się? Mam w nosie te kompleksy narodowe. Zanurzam się w czas gdy taniec parami w całym kraju cieszył się dużym powodzeniem. Gdy były prawdziwe bale, na których grały prawdziwe orkiestry a na parkiecie tańczyli prawdziwi tancerze.
Którejś wiosny w marcu, gdzieś na przełomie lat 60/70 w Grajewie przy ulicy Piłsudskiego naprzeciw „Delikatesów” otwarto wybudowaną od podstaw nową restaurację na 120 miejsc w miejsce zlikwidowanej „Mimozy”. Mieści się tam teraz sklep „Pepco”. Lokal gastronomiczny nazwano „Jagienka”, zapewne pod wpływem popularnego filmu „Krzyżacy”. Nowo oddany obiekt przez wiele lat był miejscem najlepszej w mieście rozrywki. W „Jagience” tak jak i w „Mimozie” w czwartki, soboty i niedziele odbywały się dancingi. W czwartki i niedziele od 20.00 do 24.00, w soboty do 2.00. Kupić bilet wstępu (obowiązkowo z bonem konsumpcyjnym) nie było łatwo. Chętnych do zabawy przy muzyce na żywo było więcej niż miejsc toteż stoliki najczęściej zajmowano już na godzinę przed rozpoczęciem albo i wcześniej. Dla właścicieli dzisiejszych, świecących często pustkami lokali gastronomicznych to brzmi jak bajka. Pewnie nie wiedzą, że nic tak nie przyciąga jak instrumenty akustyczne i orkiestra na żywo z tradycyjnym repertuarem tzw. evergreens. To dla wielu to zagadka nie do rozwiązania. „Jagienka” miała swój klimat, który tworzyła obsługa, zespół muzyczny i stali bywalcy. Muzykowałem tam krótko, około roku jako pianista z kolegami w większości tworzącymi później znany w kraju „Ragtime Septet”. Prawie wszyscy tam dorabialiśmy będąc na stałe zatrudnieni gdzie indziej. Grał że mną saksofonista Janek Zalewski (właściciel zakładu lakierniczego w Szczuczynie. Na trąbce Kazik Glinka (hydraulik PEC) lub Florek Czaplicki (stolarz w Kacprowie), na perkusji Wiesiek Ziółkowski (kierowca) a po nim ełczanin Jurek Ciukało (krawiec). Kierownikiem zespołu był grający na kontrabasie i akordeonie Tadek Zawistowski (prac. umysłowy PSS). Stałym naszym gościem był, przebywający przez pewien czas na urlopie zdrowotnym w Grajewie, zawodowy perkusista cyrkowy z Koszarówki Witek Gostomski. Witek lubił z nami pograć, ładnie śpiewał i miał śmieszne powiedzonko: Niech to jama zawali! Na dancingach i na balach grało się po trzy utwory z kilkuminutową przerwą. Dla urozmaicenia dwa szybkie z wolnym w środku i odwrotnie.
Granie do tańca w restauracji, zwłaszcza wyższej kategorii, było dla muzyka w tej branży wyróżnieniem i nobilitacją. W tyle były chałturnicze zespoły weselne. Wysoko poziom naszej muzyki jak na małe miasteczko kształcił i przyciągał wymagających miłośników tańca nie tylko z Grajewa ale i z różnych miejscowości. Dla nich graliśmy tango, walce: francuski, angielski, wiedeński, sambę, rumbę, beguinę, cha-cha-cha, boogie-woogie, dixieland i swing. Tańczono przy tym jeszcze długo gdy nastał czas rock’n rolla, gdy wszędzie było słychać „Rock Around the Clock” Bill Haleya, „Dianę” Paul Anki czy „Twist Again” Chubby Checkera. Oczywiście mieliśmy w repertuarze te i inne hity lat 60-tych, Bitelsów, Presleya, Engelberta Humperdincka czy The Shadows. Rozbrzmiewały w naszym wykonaniu przeboje Ireny Santor, Andrzeja Dąbrowskiego, Marii Koterbskiej, Zdzisławy Sośnickiej, Jerzego Połomskiego i innych. W „Jagience” bywał nawet sam Henryk Małyszko, nauczyciel - mistrz tańca towarzyskiego z Białegostoku. Atrakcyjny dla młodzieży był jazz, mimo że wymagał od tańczących czucia finezyjnego pulsu muzyki. Rytm był w powietrzu, w sposobie grania. Rockowe walenie w bębny było nie do przyjęcia i traktowane jako ordynarny, zwykły łomot. Przy wolnych standardach momentami tworzyliśmy takie piano, że perkusista pod trąbkę z tłumikiem grał miotełkami. Po parkiecie natychmiast snuły się pary. Robiło się nastrojowo i cicho, że słychać było jak myszy czyszczą sobie wąsy, jak to ktoś poetycko określił. Czy dzisiejsi bywalcy dyskotek potrafiliby wyczuć swingowy puls muzyki? Oczywiście, pod warunkiem wsłuchania się w muzykę. Przecież olbrzymia większość ludzi ma wrodzone poczucie frazy i rytmu. Niestety finezję zagłuszył hałas a dyskoteka wyeliminowała bal. Dzisiaj prawdziwych bali karnawałowych z orkiestrą grającą w komplecie na żywo chyba w Polce już nie ma, nawet w Sylwestra. Posmakujmy wiec klimatu bali w tamtej grajewskiej „Jagience”. Tradycją był rokroczny Bal Rzemiosła i Służby Zdrowia trwający aż do 4.00 lub 5.00 rano. Restauracja z trudem mieściła długo wcześniej zapisany komplet chętnych. Kurzyło się wszystkim z czupryn, oj kurzyło ale każda głowa była pod kontrolą jak nie tylko właściciela ale i jego czujnej towarzyszki życia. A jak ktoś za dużo golnął to wypocił w tańcu.
… Wchodzimy na podium dla orkiestry. Zaczynamy od tanga „La Paloma”. Janek na saksofonie wtóruje drugim głosem Kazikowej trąbce. Po chwili na parkiecie tłum. Grając przyglądamy się temu z przyjemnością. Nic tak nie cieszy jak widok tylu tańczących… Są brawa. Teraz musi być coś szybkiego, no to popularny standard Gershwina „Lady be Good”. Tadeusz szybko odłożył akordeon, chwycił za kontrabas i po temacie prześcigamy się w improwizacjach. Mamy w tym swoją, jazzową przyjemność. Ekspresyjny swing nikomu nie przeszkadza bo nie ogłusza. Przy muzyce akustycznej ludzie siebie słyszą nawet w tańcu i swobodnie rozmawiają… Włoska begina „O sole mio” kończy ten miniset.
… Siadamy do stolika. Organizatorzy zadbali o nas. Jest ciepły posiłek i coś dla dodania weny. Widzę wielu znajomych. Minęła gdzieś twarz uśmiechniętego Mariana Czaczkowskiego. W pobliżu siedzi lekarz Misiejuk…
…Tadeusz Zawistowski w ramach koncertu życzeń ogłasza: Proszę państwa! Dla doktora Jana Magdy i jego Żony od przyjaciół przy stoliku nr 7 walc angielski „Around the World” z filmu w „W 80 dni dookoła świata”. Adresaci i nadawcy są już na parkiecie. Tadek przepięknie wibruje miechem każdą frazę. Ładnie to robi. Wszyscy uśmiechnięci. ... Teraz Kazik rozpoczął solo słynnym glissandem „Wiśniowy sad” i leci cha-cha-cha. Jest kilka par, które znają krok. Skończyliśmy gdy przed pianinem pojawiła się pani Mojżuk. Prosi mnie jak już nieraz na dancingu o „Małą, błękitną chusteczkę”. Oczywiście. Zmieniamy wcześniejsze ustalenia. Pary wirują w walcu….
…Zenek Kalski, kierownik biura Spółdzielni Rzemieślniczej przy stoliku pochłonięty rozmową z Panem Wołkońskim. Kelnerki krążą jak pszczółki. Jest gwarno i gorąco. Część mężczyzn wyszła na papierosa i stoi przy szatni. Koniec przerwy. Florek rozpoczyna rzewnym „Płacz serce me”. Trąbka mu tak beczy, że trzeba szybko zmienić nastrój. No to zmieniamy na „Gdy wszyscy święci”. To wszyscy znają. Znany standard nowoorleański brzmi triumfalnie. Malo kto został przy stoliku. Przez moment zobaczyłem gdzieś kamieniarza Pana Kłosa. W białej koszuli pod krawatem, niestrudzony znowu na parkiecie…
… Schodząc na przerwę dostałem jakiś zwitek. Karteczka z gotowym tekstem z dedykacją i z tytułem „Fale Dunaju” plus 50 – zlotowy banknot. Oddaję Zawistowskiemu. Najlepiej jak te sprawy załatwiane są z nim. Gramy co kto sobie życzy aby tylko mściło w naszym repertuarze a jest naprawdę duży i ciągle się rozszerza. Takie życzenia to tzw. boki, nasz dodatkowy zarobek… Gdzieś z prawej strony słychać „Sto lat, sto lat..”. Pewnie imieniny. Odczekujemy chwile, robię wstęp i Florek z Jankiem już dialogują, co? Oczywiście słynne „Yesterday”. Trzeci kawałek to modna „Diana”… Przerwa.
… Wracamy do roboty. Uzgodniliśmy z Jankiem w szybkim swingu „Sweet Georgia Brown”. Tadek się krzywi. Dla tego towarzystwa trzeba więcej tang i walców. Ma rację. Trudno. Kończymy tę trójkę Ray Charlesem „Georgia”. Tłum kołysze się a my mamy swój popis w bluesowym klimacie.
…Uff! Czwarta rano. Tradycyjnie na zakończenie marsz. Dziękujemy za wspólnie spędzony czas. Nawet i brawa są zmęczone.
… W głowie szum. Wlokę się do domu. Dobrze, że blisko. Zasypiam z muzyką w uszach. To nie dla mnie. Mama rano powie, że marynarka jest znowu przesiąknięta nikotyną. Dobrze, że jutro niedziela…
Na zdjęciu od J. Zalewskiego. F. Czaplicki z trąbką i T. Zawistowski przy kontrabasie. Od J. Romanowskiego „Jagienka” w budowie. Za tydzień część druga o „Jagienkowych” dancingach.
Antoni Czajkowski
wykorzystując zawarte na stronie treści, zdjęcia lub filmy proszę powoływać się na źródło informacji – www.e-Grajewo.pl
wtorek, 19 listopada 2024
wtorek, 19 listopada 2024
Pamiętam trochę to zdjęcie, chociaż tam nie chodziłam na dansingi ,ale wiem że tam była restauracja i obok lody z automatu , a na przeciwko delikatesy tam stałam często w kolejce na mięsnym i to było na kartki , a i pamiętam kawiarnię Sarenka , moja mama była tam kelnerką .
A mam jeszcze jedno pytanie ? co chodzi o Pana Witka Gostomskiego z Koszarówki?, bo wiem że w Koszarówce mieszka Pan Eugieniusz Gostomski i on też kiedyś grał na rożnych zabawach ?, teraz jest sołtysem w Koszarówce , czy to może o niego chodzić ?
I piękne drzewa rosły w środku miasta.
Towarzysze bawili się!
Czy ktoś odpisze mi na to pytanie?
Poldek i nie tylko normalne co z domu nie bali się wychodzić po zmroku też.
nie, to chodzi o jego starszego brata Witka grającego następnie w cyrku i lokalach w Olsztynie.Kaz.
Ciekawe Wspomnienia ja też rozpoznałem Genka Gostomskiego na zdjęciach z poprzedniego felietonu, a znałem jego jeszcze z Bazy Las i raczej się nie myle, chyba że miał brata blizniaka.
Do Pana Antek ,, Genek Gostomski wrócił z USA i mieszka w Koszarówce jest teraz sołtysem bardzo dobrze znam tego Pana a co chodzi o Bazę Las to i mój tata tam pracował .
To nie żaden Geniek tylko Witek jego starszy brat.