Fundacje powstające przy naszych drogach, jako obiekty sakralne, wskazują na znaczenie wiary w kreowaniu tożsamości religijnej regionu, motywują zachowania etyczne i narodowe. Religia przetrwała historyczne burze i dalej zajmuje główną rolę w spektaklu ludzkiego życia. Ilość obiektów, na mapie katolickiego kraju, potwierdza zawierzenie Boskiej Opatrzności w oczekiwaniu na Jego Miłosierdzie.
W przeżywanych chwilach grozy, wzlatujemy myślą do Stwórcy, ślubujemy, obiecujemy wzniosłe czyny. Realizując te zobowiązania, akcentujemy siłę własnej woli i stopień zawierzenia. Oprócz stosowanych modlitw, formą wdzięczności są kapliczki, krzyże lub wota dziękczynne zawieszane w określonej intencji na ołtarzach przy figurce lub obrazie. Do tych zobowiązań skłaniają nas różne epizody naszego życia.
- Był sierpień 1941 roku, okres hitlerowskiej okupacji, czas zniewolenia i niszczenia w sposób jawny lub podstępny życia i godności (m.in.) narodu polskiego. Przy ochoczej pomocy konfidentów i kolaborantów realizowała się odwieczna ekspansja niemieckiej rasy na ziemie Słowian i Bałtów. Wytyczne stanowił cyniczny plan „parcia na Wschód”(Drang nach Osten).
Z wioseczki Koniecki Małe gm. Szczuczyn (dziś 23 osoby w 7 domach), żołnierze niemieccy zabrali braci Adama i Aleksandra Bagińskich na tzw. „furmankę”, w ramach przymusowej usługi dla transportu wojskowego. Jechali wozami konnymi drogą do Radziłowa. Każda chwila potęgowała lęk przed sytuacją nieznaną, której najpewniejszą odmianą była śmierć. Kiedy kolumna transportowa znalazła się na terenie leśnym, bracia zdecydowali się na ucieczkę. Biegli do zbawczego lasku. Kilku zbrodniarzy rzuciło się za nimi w pogoń, rycząc: „halt!, halt!”(stój!, stój!) Uciekali, co chwila padając. Nagle, posypały się strzały z p-mów i kilka serii z r-kaemu. Alek uciekł. Adamowi, nazistowska kula zniszczyła kolano. Wczołgał się w krzak jałowca i z bólu zagryzał wargi. Po chwili, Niemcy zatrzymali się, tuż przy jałowcu i wulgaryzując szwargotali: „Das sind Schweinehunde!” (To świńskie psy!)
Emocje chwili były niewspółmierne do chęci życia.. Śmierć w szwabskim płaszczu ocierała się o krzak, a wrogi zapach wypełniał wnętrze jałowca. Adam, oblany zimnym potem strachu, siedział w kałuży krwi drżąc z bólu, nienawiści i beznadziei. Wówczas to, zwrócił się do Matki Bożej z prośbą: „Maryjo, ocal moje życie i zaprowadź do dzieci, a ja na cześć Twoją zbuduję kapliczkę”. Niemcy odeszli. Resztkami sił wyczołgał się na drogę w szukaniu pomocy. Nikt, z trzech mijających go furmanek, nie chciał jej udzielić - bali się. Po chwili, zatrzymał się wóz młodego chłopca. Poznał Adama i chciał go zabrać. Był jednak za słaby, żeby podnieść rannego. Zauważył to z kolejnego wozu niemiecki felczer (chirurg wojskowy), podbiegł, założył opatrunek na kolano, wziął Adama na ręce i ułożył na wozie. Nakazując chłopcu jechać do niemieckiego szpitala polowego w Chrzanowie, dodał: „ Junge, du hast aber Gluck” (Chłopcze, ale ty masz szczęście). Kiedy półprzytomny Adam modląc się prosił o księdza, dotarli na miejsce. Tam dowiedzieli się, że w nocy szpital polowy ewakuowano do Łępic. Jechali dalej. Z ciemnej głuszy dochodził specyficzny zapach pieczonego mięsa i znany śpiew wermachtu: „ajli, ajlu, ajla”. W szpitalu, niemieccy lekarze podjęli prostą decyzję - odciąć nogę. W oczy rannego spojrzała polska pielęgniarka (ze szpitala w Szczuczynie), która uprosiła lekarzy o zmianę decyzji i złożenie roztrzaskanego kolana. Mówiła: „Baginski ist mein Freund.”(Bagiński, jest moim przyjacielem). Napełniony wrogim lękiem, poczuł się nagle, że jego dusza emanuje wielką radością. Nie wszyscy Niemcy byli hitlerowskimi zbrodniarzami. Nogę złożono. Była krótsza o dwa cm, ale wiernie służyła Adamowi przez długie lata
Po 1945 roku ustrój totalitarny kraju, który miał szansę zostać 17 republiką czerwonych braci, nie pozwolił na budowę kapliczki w katolickim państwie. Tymczasem Adam, wytrwale nosił w sercu zobowiązanie, dane w krzaku jałowca. Nie mógł zrozumieć, że jego kraj uzyskał wyzwolenie, nie zaznając wolności. Zakodowany polski gen tej wolności nie pozwalał mu, czuć się zbędnym katolikiem. Podjął religijną krucjatę. W roku 1950 w ramach dziękczynienia, pojechał do Częstochowy, aby u stóp Czarnej Madonny wyrazić swoją wdzięczność. Tam, kupił figurę M.B., którą przez 31 lat przechowywał w mieszkaniu. W roku 1981, kiedy jeszcze długo, choć w agonalnych atakach, rządziła partia mająca w nazwie słowa „Polska” i „Robotnicza”, Adam ciężką pracą, w szybkim tempie wybudował dom. Wówczas to, lekceważąc obce rządy, zaryzykował realizację ślubowania.
Kapliczka została zbudowana w przydomowym ogródku. W środkowej wnęce ustawiono figurkę przywiezioną z Częstochowy. Jednak urzędujący wówczas w Wąsoszu ks. prob. E. Polak, nie chciał kapliczki wyświęcić. Zarysował się swoisty paradoks. Posługę tę, Bogu i Jego Ludowi, chętnie wykonał ks. wikary Nowak. Kapliczka, jako spełnienie przyrzeczenia razem z figurką MB, jako wotum wdzięczności, została wyświęcona 24.05.1981 roku w miejscu budowy. Liturgia Mszy św. była sprawowana w nowym domu Adama Bagińskiego. Krótka fraza na frontowej ścianie kapliczki do czytających przemawia słowami:” Niepokalane Serce Maryi, błogosław, rządź i opiekuj się nami”.
Każdy z nas w swoim życiu spotyka się z sytuacjami, które są niezrozumiałe pod względem zła i dobra. Wobec tych tajemnic życia, zachodzą odpowiednie formy trwania, w których przy spotkaniu z przerastającą nas rzeczywistością, dokonują się nasze duchowe przemiany.
Tekst i foto: Stanisław Orłowski
tylko w e-Grajewo.pl
sobota, 14 grudnia 2024
piątek, 13 grudnia 2024
Nawiązując do treści, możliwe że powodem odmowy wyświęcenia kapliczki przez ks Polaka było to że z posesji obok pochodził Wicewojewoda Łomżyński ,należący oczywiście tam gdzie trzeba .
Niech mi tylko nikt nie odpowiada że to to była konieczność ,nikt nikogo nie namawiał
a może w rodzinie Pana Adama były inne powody, że proboszcz odmówił wyświęcenia tej kapliczki. Napewno Proboszcz znał swoich wiernych i wiedział co robi.
a ja znam lepiej historię tej kapliczki i wiem że kapliczka ta została wybudowana w innym celu niż w/w lecz prawdy poszukujcie w innych źródłach. Kapliczki nie postawił Ś.P. Adam lecz jego syn i synowa w innym dziękczynieniu :). Prawdę znają okoliczni mieszkańcy
Szczuczyniak, jesteś tego pewien, co piszesz? Z komentarzy wynika, że Konieci M. to lud niesamowity. Jestem za młody żeby wiedzieć, ale słyszałem, że proboszczowie zapisywali się gdzie mogli, aby było ok.
Siedem chłopskich domków, kilka baranów i około 100 bydląt mają, a 23 ludzi żyje ze sobą tak nienawistnie, że nawet rzekomy Szczuczyniak ma przekorne newsy o zaścianku. O TEMPORA! O MORES! ( Trzeba o miłość nam się modlić, bo wieś się nie rozrośnie)
Jak zwykle zamiast komentarzy na temat artykułu to plotki na temat życia mieszkańców wsi. Najłatwiej to "zgnoić" i "zmieszać z błotem" a kto jest bez winy? Niby reszta taka święta?
Pewnie uważają się za świętych bo ochrzceni, chodza do kościoła, może nawet modlą się i od czasu do czasu przyjmują sakramenty. Tylko co z tego gdy prawidła wiary to jedno, a postępowanie - drugie nawet tuż po wyjściu z kościoła.
To były czasy grozy! Oby nigdy się nie powtórzyły. Zarówno Pan Adam i chłopiec, który chciał pomóc uciekinierowi, mieli szczęście. Kapliczka jest bardzo ładna.
,MODLĄ SIĘ PRZED FIGURĄ .... chyba nie ma człowieka w okolicy który by nie wiedział co tam do niedawna się działo!!!! i ta kapliczka nie pomogła :-(
Drodzy Czytelnicy, w opowieściach z cyklu -Kapliczne wieści- od wielu lat staram się jak najwierniej przedstawiać motywy powstania obiektu sakralnego. Moje teksty powstają na podstawie żmudnych wywiadów środowiskowych. Najcenniejsze mi są wiadomości przedstawiane przez kilka osób, które swoim wiekiem, autorytetem i pełnią świadomości swoich relacji, świadczą odpowiedzialny i możliwie najwierniejszy przekaz dla opinii publicznej. Bywa tak, że w sprawie jednego obiektu wyjeżdżam kilka razy w teren ze względu na dobór właściwego rozmówcy lub sprawdzenia wiarygodności kilku wypowiedzi. Bardzo często zdarza się, że o zabytkowym dziele nikt nic nie wie, choć obok od dziecka mieszka już trzecie pokolenie. W innych źródłach jest brak danych. Tekst o kapliczce w Konieckach Małych, powstał po długiej rozmowie z trzyosobową rodziną p. Bagińskich, właścicielami tego obiektu. Jeżeli zostałem wprowadzony w błąd, co do rozbieżności natury formalnej – osobiście przepraszam.
eee, ...i nie wódź mnie na pokuszenie…, bo pójdę i wypytam sołtysa, co się tam działo? A tym czasem uchyl dozwolony rąbek tajemnicy. No proszę Cię.
Bo nawet na ogrodzeniu widnieją inicjały i rok budowy.
Czyżby ten szczegół umknął autorowi?