W Grajewskiej Izbie Historycznej jest do obejrzenia wystawa poświęcona Czesławowi Miłoszowi, polskiemu nobliście w dziedzinie literatury. To z okazji setnej rocznicy urodzin poety. Dobrze to, czy źle, że taka wystawa istnieje?
Jak mi się wydaje, dla wielu mieszkańców naszego miasta sprawa jest całkowicie obojętna. Coś tam o Miłoszu słyszeli, ale kto by miał głowę, żeby iść i popatrzeć, skoro trzeba się ciągle martwić, czy wystarczy pieniędzy na jedzenie, drożyzna, kataklizmy, czytać nie ma kiedy, a jeśli już, to raczej jakiś dobry kryminał. Bądźmy szczerzy – poezja nie jest ulubioną strawą duchową Polaków. Są też jednak w Grajewie nieliczni (w tym autor tego tekstu), których sprawa rocznicowej ekspozycji jakoś tam obeszła…
Bo ktoś w pierwszym komentarzu do wiadomości o wystawie (na stronie e-Grajewo.pl) wyraża zdziwienie, iż taka wystawa pojawiła się w GIH. Powinna przecież pojawić się raczej w Domu Kultury, skoro Miłosz tę kulturę tworzył. A tymczasem wystarczy pobuszować trochę w Internecie, żeby zauważyć, ile muzeów w naszym kraju zorganizowało ekspozycje poświęcone Miłoszowi i to w takich miejscowościach, które nijak z tym poetą związane nie były, podobnie jak Grajewo. Ironizowanie, że Miłosz wielkim grajewskim poetą był, jest zatem jak najbardziej nie na miejscu. I warto chyba przypomnieć, że GIH to zaczątek muzeum, na które na razie zapewne miasta nie stać, podobnie jak na wiele innych inwestycji, także kulturalnych. Skoro wydanie na działalność GIH 240 tys. złotych rocznie wyzwala w niektórych tak negatywne emocje, to wyobraźmy sobie, co by to było, jeśliby utworzono muzeum z prawdziwego zdarzenia?!
Kiedyś, gdy była popularna zabawa „w chowanego”, znane były różne tzw. wyliczanki. Nieprzypadkowo przytoczę jedną z nich: „Na ulicy Reja złapali złodzieja, a ten złodziej był czarodziej i powiedział tak: Niemcy mają psy, a Rosjanie wszy, a Polacy cacy cacy i odpadasz ty.” Zdziwieni, dlaczego taki przeskok do dziecięcej wyliczanki? Ależ ja dalej o Miłoszu! Bo w ostatnim komentarzu poświęconym wystawie znajdziemy wywody tego właśnie rodzaju, że Polacy cacy cacy, choć to z dziecięcej wyliczanki wzięte. Skoro nie można zdyskredytować artyzmu Czesława Miłosza, to trzeba wytknąć mu jego poglądy, najlepiej doczepiając mu etykietkę zdrajcy, a może anty-Polaka. Bo Miłosz ośmielał się krytykować Mickiewicza za III Część Dziadów oraz za Księgi narodu i pielgrzymstwa. A to przecież jest szarganie świętości narodowych. I już widzę oburzenie „marka”, skoro się przyznam, że dla mnie Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego to też przejaw trochę chorej wyobraźni poety romantycznego. A że Miłosz krytykuje twórczość Sienkiewicza? Dlaczego Miłoszowi nie wolno, skoro chyba równie drastyczny w krytyce był Witold Gombrowicz, uznając twórcę Trylogii za pierwszorzędnego pisarza z tych drugorzędnych… Cóż, ja akurat cenię sobie twórczość noblisty Sienkiewicza, choć razi mnie fałszowanie historii choćby w Trylogii czy W pustyni i w puszczy. No, ale Polska była wtedy pod zaborami, trzeba było pisać „dla pokrzepieni serc” i pokazywać, że Polacy są cacy cacy. Za taką megalomanię narodową podobno nie lubią nas w innych krajach.
W tym miejscu, zbliżając się do zakończenia rozważań o Miłoszu, pragnę się czymś, a raczej kimś pochwalić. W grajewskim ogólniaku uczyła mnie polonistka, która nie narzucała interpretacji utworów literackich, wymagała jedynie ich przeczytania. Dlatego bezpiecznie mogłem się przyznać, że nie podoba mi się twórczość Słowackiego, ale też Gombrowicza, który podśmiewa się ze znanego romantyka na kartach Ferdydurke. Mogłem zachwycać się Broniewskim jako lirykiem i nie lubić go jako poety rewolucyjnego…
Zaś Zniewolony umysł Czesława Miłosza miałem okazję przeczytać już w roku 1985. Jak łatwo zauważyć, nie było to jeszcze wydanie legalne…
grajewianin, dla którego Miłosz wielkim poetą jest