JAN MORDASIEWICZ
Noszona w polskich sercach miłość do Ojczyzny, jest lustrem, w którym obserwujemy wyniki troski o własną rodzinę: egzystencję, wolność, wiarę, nadzieję oraz zwycięską walkę w Jej obronie. Nie ma nic ważniejszego od Boga, Rodziny i Ojczyzny, które są parasolem ochronnym i mekką naszego trwania - azylem. W tak myślącej rodzinie i w jej patriotycznym nastawieniu, przyszedł na świat szczuczyński rodak – Jan Mordasiewicz. Nasz bohater, którego korzenie sięgają po dawne królewskie miasto powiatowe, dziś wieś Radziłów w pow. grajewskim, urodził się w Szczuczynie, a na stałe mieszka w Szczecinie. Jego pełne powagi życie wypełnia nie tyle troska o dobro własne, co walka o pożytek społeczny i losy Ojczyzny – Polski.
Zniewolone od 1947 r. do lat 90-tych XX w. Państwo Polskie nosiło nazwę Polska Rzeczpospolita Ludowa. Mimo aż podwójnego podkreślenia w nazwie – ludu i narodu, władza nie należała do obywateli Polski tylko do tzw. Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i ludzi błądzących w ideologii komunistycznej. W tym czasie, pobudzony wychowaniem w poczuciu godności, szacunku i wiary, młody Janek dojrzewał z myślą opartą na ideach wskazanych przez dziadków i stryjków do prawdziwej III Rzeczpospolitej, która odradzając się cierpiała razem z nim.
LATA MŁODZIEŃCZE
Jan Mordasiewicz urodził się 7.12.1955 r. w Szpitalu Ogólnym im. Św. Stanisława w Szczuczynie. Matka z d. Szymanowska pochodziła z chłopskiej rodziny ze wsi Andrychy, gm. Grabowo. Ojciec Stanisław wywodził się z rodziny wiejskiej z Radziłowa mieszkającej przy ul. Grzybowej 1. Małżeństwo mieszkało w Szczuczynie przy ul. Kilińskiego 37. Stanisław był szewcem, a mama Jadwiga zajmowała się domem i wychowaniem czworga dzieci: Teresy, Ryszarda, Danuty i Jana. Jasiu był dzieckiem energicznym i bezustannie nucącym piosenki. Jego nucenie dziwiło sąsiadkę p. Sobolewską. Zdumiona pytała – dlaczego Jasiu nieustannie coś nucisz? Jej synowie Tadek i Jurek podchwycili to jako kpinę mówiąc – bo to „nucik”! Jasiu złościł się, później zaakceptował pseudonim, bo pośród wielu Janków wiadomo było, że jeśli wołają „Nucik”, to tylko o niego chodzi. Dziś z uśmiechem wspomina czasy, kiedy wchodząc do klasy wołano „O, jest Nucik!” Pierwszą nauczycielką bystrego Jasia, która ucząc go pisać i czytać umożliwiła poznawanie świata, była Halina Wróblewska (Sobolewska). W III klasie podstawówki Jasiu wstąpił do trampkarzy w Klubie Wissa Szczuczyn, a że już w grach podwórkowych zaciekle bronił bramki, to i w trampkarzach powierzono mu obronę jej królestwa. Świadectwo ukończenia Szkoły Podstawowej w 1971r. wystawiła wychowawczyni Maria Konopka (Guzowska). Jan określa ją nauczycielką wspaniałą, która – „jak lwica broniła uczniów i takich urwisów jak ja” – uśmiecha się do wspomnień.
Po Szkole Podstawowej podjął naukę w ZSZ w Szczuczynie w zawodzie ślusarz-mechanik, gdzie wychowawcą był pan Andrzej Ostrowski, nauczycielem m.in. Stanisław Orłowski a dyrektorem Edward Rogowski z Grajewa. Wychowawca dopingował Janowi na meczach piłki nożnej, a często oglądał nawet treningi zawodników Wissy Szczuczyn. W 1974 roku Janek ukończył ZSZ z dobrymi ocenami, przy najwyższej nocie ze sprawowania. Był pilnym i lubianym uczniem przez nauczyciela przedmiotu odpowiedzialnego za proces dydaktyczny, który powierzał mu trudne zadania rozwijające kreatywną sprawność myślenia.
Warunki domowe były skromne. Janek rozumiejąc to, chętnie pomagał rodzicom w utrzymaniu domu. Młodemu chłopcu, pasjonatowi futbola trudno było pogodzić naukę z pracą w domu. Nie marnował czasu na zbędne zabawy a za przyjaciół uważał rówieśników i znajomych.
W Wissie Szczuczyn jego znakomitym trenerem był Janusz Tyszka, który wyłonił wiele talentów piłkarskich. Z braku odwagi, nie opuścili Szczuczyna, jednak w kadrze okręgu grało 75% drużyny, tymczasem z 16-o latków Jan Mordasiewicz, Bogdan Konopko i inni grali już w seniorach.
Podczas rozwijającej się kariery sportowej Janka jego predyspozycjami piłkarskimi zachwycał się jedynie trener Janusz Tyszko, a tzw. władza jak zwykle była obojętna – wspomina ze smutkiem.
POSZUKIWANIE MIEJSCA NA STABILIZACJĘ – SZCZECIN
Oprócz uwielbianej piłki dorosły Jan jest entuzjastą wędkarstwa, a mając doskonały sprzęt często poddaje się tej rozrywce. Często wolne chwile spędza z rodziną na łonie zupełnej dziczy. Ponadto mieszkając w Szczuczynie przeszedł badania specjalistyczne w Warszawie i odbył kurs na skoczka spadochronowego. Miał chęć służyć w desancie powietrznym, lecz po treningach w wojskowym klubie we Wrocławiu, porzucił wojsko na rzecz sportu. Mimo owocnych treningów piłkarskich pożegnał Wrocław i przeniósł się do Katowic, gdzie dalej intensywnie trenował. Ze względu na smogi i zadymienie śląska, po trzech miesiącach wyjechał do Szczecina i tam pozostał.
Od roku 1975 jako zawodnik był pracownikiem utrzymywanym na etacie w Stoczni Szczecińskiej. Tu podczas gry w piłkę w Stali Stocznia Szczecin, doznał poważnej kontuzji ręki. Bramkarzowi skończyły się marzenia o karierze sportowej. W Stoczni pracował jako Ślusarz Wyposażenia Okrętowego, a po doświadczeniach i uzupełnieniu wiedzy jako Mistrz Wyposażenia Okrętowego. Przez 36 lat pracy uznawany był za dobrego fachowca, za co otrzymywał nagrody i wyróżnienia. W tym czasie dochodziło w kraju do zawirowań politycznych i gospodarczych. Nie były one obojętne dla tak ważnego zakładu jak – Stocznia. Były protesty, strajki, wynikające z nich smutki i radości.
– „W roku 1999 wynegocjowaliśmy dla załogi Stoczni Szczecińskiej najlepszy w kraju Zakładowy Układ Zbiorowy. Gratulacje składali nam koledzy ze związków zachodnich. Mieliśmy przeciwników z terenu zakładu i z wyższych struktur związkowych określanych zdrajcami, z którymi również musieliśmy walczyć” – ze smutkiem wspomina Jan Mordasiewicz.
– „Podczas gdy moja aktywność piłkarska wzrastała, działacze „polskojęzyczni” namawiali mnie do Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. Uważałem, że przymiotnik „polskiej” jest przedsionkiem PZPR i nie znajdzie akceptacji w moim sercu i propolskiej dumie. Nigdy nie chowam głowy w tzw. piasek, kiedy zachodzi potrzeba zwalczania patologii, wrogów udręczonej Polski i jej narodu. Jestem wciąż gotów do walki bez względu na zagrożenia osobiste”.
Jan Mordasiewicz jest konsekwentnym. Kiedy ze względu na pogarszające się warunki życia w Stoczni Szczecińskiej w sierpniu 1980roku wybuchł strajk, Jan był jednym z wielu, którzy zastraszanych pracowników uświadamiali i zachęcali – do strajku. Uważał, że jego rola nie leży w strukturach władzy, ale w szerzeniu świadomości, kolportowaniu prasy, strajkowych komunikatów, etc. Był tam, gdzie robotnik – drżał pod osłoną fałszywej władzy.
Po wprowadzeniu stanu wojennego nawiązał kontakt ze strukturami podziemnej opozycji, gdzie dzięki Ryszardowi Wolskiemu z wydziału elektrycznego, został wtajemniczony w cele i zadania walki. Wkrótce Ryszard Wolski został uwięziony przez SB i skazany. Potem wyemigrował do Kanady (zmarł 20.12.2018). W antypolskiej czystce dokonywanej przez SB, Jan Mordasiewicz został aresztowany i sądzony. Po złagodzeniu stanu wojennego został objęty amnestią. Jednak „łaska” wrogiego ustroju nie skłoniła go do upokorzenia. Dalej był bardzo aktywny w konspiracji aż do reaktywowania niosących nadzieję NSZZ Solidarność.
Po wznowieniu funkcjonowania Solidarności, jednego z jej weteranów J. Mordasiewicza wybrano na przewodniczącego Wydziału Organizacyjnego i do Komisji Zakładowej Solidarności. Obdarzany dużym zaufaniem przez kolegów, był wybieranym delegatem na Walne Zebrania Zarządu Regionu Pomorza Zachodniego. Uczestniczył w wielu spotkaniach związkowych na szczeblu zakładowym, regionalnym, krajowym i międzynarodowym. Stoczniowcy darzyli i nadal darzą go zaufaniem niepodważalnym. Mimo, że do 2020r. (aż do emerytury) jest na rencie, to działalności związkowej nie zakończył. Aktualnie jest przewodniczącym Emerytów i Rencistów przy Zarządzie Regionu Pomorza Zachodniego. Tu godnie reprezentuje współtowarzyszy walki i represji.
W związku z działalnością podziemną Jana Mordasiewicza jego rodzina poznała smak cierpienia. Była inwigilacja, prześladowania, domowe rewizje, przesłuchania, zastraszania, poniżania i wszystko to, co miało zniechęcić Jana do przeciwstawiania się władzy i poddaniu się jej woli.
− Jakim „pieszczotom” podlegał Pan w PRL przy szukaniu dróg do wolności? – zapytałem.
− „Nie miałem nigdy zamiaru się żalić, ale skłania mnie Pan do uzewnętrznia bólu. Polskojęzyczni z SB podczas przesłuchań traktowali mnie jako – nieczłowieka. Maltretowali różnymi sposobami za to, że nie chciałem nic powiedzieć o sobie i o innych. Podczas mojego przebywania w areszcie, żona z 4-letim synkiem była na spacerze. Synek nazbierał kamieni, a rzucając w milicjantów krzyczał – oddajcie mi Tatę! Tymczasem mnie, za odmowę współpracy z SB bili coraz mocniej. Mam połamany kręgosłup, a po dwóch operacjach jestem wyposażony w blachy i poskręcany czterema śrubami – „wolności”. Czekam na operację piersiowego odcina kręgosłupa. Posiadam utratę 65% słuchu, a w wieku 45 lat przeszedłem zawał i założono mi cztery stenty. Mam nerwicę nie do wyleczenia, no i samopoczucie wymagające stałej opieki psychiatry. W mojej sprawie prowadzone jest śledztwo przez prokuratora IPN. Zgłosiła się do mnie wyspecjalizowana w odszkodowaniach dla opozycjonistów, profesjonalna kancelaria prawna z Gdyni i walczy dla mnie o odszkodowanie. Wcześniej jednak muszę być oczyszczony z fałszywych zarzutów postawionych przez komunistycznych prokuratorów. Ja wciąż cierpię tak, jakby walka z komuną się nie skończyła. Sławny prof. dr hab. n. med. Jan Ślusarek neurochirurg ze Szczecina powiedział, że z bólem muszę się dogadać, aby żyć z nim w koleżeńskiej przyjaźni, bo inaczej on mnie pokona.”
− Jan zapytany, czy dziś nie żałuje podjętej troski i walki o wolną Polskę, odpowiedział:
„Łzy i duma zalewa mnie, że jestem niezapomniany i porównywany do bohaterów z AK, Powstańców Warszawskich, podziemia II w. św., którzy walczyli o przywrócenie wolności, niepodległości i demokracji w Polsce. Cieszę się, że zachowałem się tak jak ukształtowała mnie rodzina. Jestem dumny z bohaterskich kolegów stoczniowców, którzy byli motorem naszej walki.
W prasie pośród tekstów, zdjęć i filmów czytamy: „NSSZ Solidarność pod dowództwem Pana Jana Mordasiewicza jest podziwiana za to co oni dokonali dla wolnej Polski. Jesteśmy z nich dumni.”
Po chwilowej autorefleksji, Jan dodaje: „Mój stryj Ignacy zawsze sprawiał wrażenie człowieka szczęśliwego i wesołego, tak jak jego ojciec a mój dziadek Stanisław. Cieszył się z władzy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wpływu na losy Polski Jarosława Kaczyńskiego, całego rządu, w tym Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro. Był bardzo dymny ze mnie, że w jego rodzinie jest kolejny człowiek, który bezinteresownie walczy o lepszą i bezpieczną Polskę. Zadawał mi bardzo dużo pytań w tym temacie i mówił, że jemu bardzo przyjemnie się ze mną rozmawia.”
Jan Mordasiewicz nie dorobił się fortuny, mieszka w zasobach z TBS-u. Mimo, że jest wdowcem, nie narzeka na brak towarzystwa rodzinnego. Jako szczęśliwy ojciec i dziadek posiada syna i córkę oraz czworo wnucząt.
Pośród wielu odznaczeń za wybitne zasługi w długofalowej działalności na rzecz demokratycznych przemian i niepodległości Polski, za uparte działania korzystne dla kraju, cieszą go odznaczenia, ale i to przez kogo zostały wręczone:
1. Brązowy Krzyż Zasługi. Za ciężką pracę w PRL i „usta na klucz przed spałowaniem”,20.05.1987 r.
2. Złota Odznaka Honorowa Gryfa Zach-Pom –marsz. woj. Zach-Pom. Olgierd Geblewicz.
3. Krzyż Wolności I Solidarności –Halina Szymańska Szef Kancelarii Prezydenta RP.
4. Medal ,,Pro Patria" – szef Urzędu do Spraw Kom. i Osób Represjonowanych- Jan J. Kasprzyk.
5. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski–zastępca Szefa Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha
6. Złota Honorowa Odznaka LZS. Za zasługi w rozwoju Kultury fizycznej w Klubie Wissa
Szczuczyn, przyznana przez Prezydium Rady Podlaskiej LZS w Białymstoku w roku 2015.
7. Medal z okazji 100-lecia Niepodległości.
(dcn.)
Tekst, zdjęcia, film i kopie: ©Stanisław Orłowski
GALERIA ZDJĘĆ