piątek, 29 marca 2024

Warto przeczytać

  • 23 komentarzy
  • 9185 wyświetleń

„WARMIA” GOLA!

„WARMIA” GOLA!
           Grajewska „Warmia” to klub, który w latach 20-tych ub. wieku swoje pierwsze mecze rozgrywał najpierw na targowicy na dzisiejszym Os. Tysiąclecia. Boisko tuż przed zawodami przygotowywali sami zawodnicy. W 1932 roku oddano do użytku stadion wg projektu architekta – nomen omen - Antoniego Czajkowskiego. Trzy lata później drużyna zdobyła mistrzostwo województwa Okręgu Białostockiego bezskutecznie walcząc o I ligę. Sukcesami powojennym były Puchary Polski na szczeblu wojewódzkim, finały i dobre mecze z markami krajowymi. Jeszcze ciekawsze są momenty i wrażenia, które kroniki zwykle pomijają a szkoda. Wystarczy popatrzeć na nie trochę z humorem i felieton sam się pisze.                                                                                                                                    
    Na stadion przy dawnej ulicy Szczuczyńskiej poszedłem po raz pierwszy w połowie lat 50-tych, w wieku młodszoszkolnym w towarzystwie Taty. Ponieważ nigdy wcześniej nie widziałem stadionu więc i nie pojąłem jego egzotyki. Moje dziecięce oczy zobaczyły trybunę z ziemi z trawiastymi rzędami stopni - siedzeń. Jeśli nie padał deszcz to miało się bliski kontakt z naturą, suche spodnie i widok na całe boisko. Bez gazety też się siedziało wygodnie, nogi nie bolały, tyle że portki szły do prania. Boczną ścianę skarpy trybuny od szatni wieńczyła dziwna konstrukcja z oknem i  drzwiami. Byłem pewien, że pozostała część mieszkania tkwi w ziemi. Tak wyglądała „służbówka” gospodarza stadionu pana Warszawskiego z rodziną, który jakiś czas później wyemigrował do USA. Może ryzykował, że będzie mu jeszcze gorzej jak się naczytał i nasłuchał, że zgniły Zachód umiera. Nawet jeśli uwierzył, to mógł się przekonać, że kapitalizm śmierć ma długą, piękną i dostatnią. Nieco dalej przed szatniami stało koryto umywalki z zimną a przez to zdrową wodą. Z tyłu skarpy gdzie dzisiaj jest parking urządzono strzelnicę sportową. Przychodziliśmy tam wielokrotnie w ramach lekcji PO. Było to także miejsce motocyklowych zawodów sprawnościowych organizowanych z okazji świąt państwowych. Strzelnica czasy swojej świetności miała dawno za sobą. Wybetonowany, ochronny tunel pod ścianą kulochwytni służył za toaletę. Oczy i nos prawdziwego kibica powinny się jednak kierować na boisko. Od wiosny raz w tygodniu przez dwie godziny WF- u graliśmy tam a właściwie ganialiśmy za Jędrzejem Dawidowskim, któremu piłka była wyjątkowo posłuszna. Pole do gry urozmaicały dwie piaskownice na obydwu polach karnych jednak dzieci z pobliskiej „Jedynki” z nich nie korzystały. Piaskownice były dziełem samych sportowców, bo zamiast szybko strzelić gola i wybiec na trawę zbyt często i długo kręcili się w miejscu.                   
    Gdy jeszcze boisko nie było chronione przed ludźmi ogrodzeniem,dużo kibiców wolało stać blisko murawy. Niejeden wtedy poczuł się trenerem i udzielał na gorąco zbawiennych rad. Standardowy okrzyk: „Zalatywuj!!!” był w mig rozumiany nawet przez najbardziej nierozgarniętego zawodnika. Sędziego źle prowadzącego zawody wygwizdano na palcach, po gołębiarsku i poniewierano straszliwie pogardliwym wyzwiskiem: „Sędzia kalosz!!!”. A to dlatego, że ówcześni fani piłki kopanej pamiętali jeszcze język Norwida, Mickiewicza i Słowackiego.                                                 
      Legendarnym obiektem za bramką od strony szatni była stodoła poczciwej wdowy pani Maciejewskiej. Dzielna kobieta samotnie wychowała kilku synów. Gorzej było z dachem budynku. Nie było meczu aby czyjaś rozkalibrowana noga nie posłała piłki, która najczęściej grzęzła w podgniłym poszyciu. Takie kopnięciu głośno kwitowano: „Maciejewskiej stodoła!!!” co oznaczało nic innego tylko wysoki poziom meczu. Stodoły dawno już nie ma ale okrzyk obok drugiego: „Orły do boju!” przeszedł do historii grajewskiego kibicowania.                                                                                                                        
     Pewnego razu „Warmia” grała trudny mecz w dawnej III – lidze podzielonej tak jak dziś znowu na cztery grupy krajowe. W milczenie tak strachliwym, że słychać było jak zawodnikom fruwają sznurówki cały stadion czekał na nieuchronnego gola. Nagle w tej przeraźliwej ciszy na przeciwległej stronie trybun jakiś mocno pokrzepiony sznaps baryton wrzasnął: „Waaaaaarmiaaaaaaaa!!!” Zamarła ze zgrozy trybuna rżała ze śmiechu jak konie przedwojennego 9 Pułku Strzelców Konnych. Podchmielony gość rozładował napięcie a drużynie łatwiej spadło się do niższej ligi.                   
     W historii rozgrywek lat 50/60 w dawnym województwie białostockim grajewski futbol był za słaby na rozgrywki trzecioligowe i za dobry na A klasę. Drużyna na przemian spadała i awansowała. Nikt nie pomyślał np. o III lidze B albo A klasie Plus. Dobra piłka wymaga pieniędzy. Samorząd na sport swoje uchwalał a dychawiczne firmy socjalistyczne niewiele dorzucały. Wziął się za to kolejny prezes, przedsiębiorczy lekarz weterynarii Stanisław Józwa. Fama głosi, że twardo egzekwował rzekomo dobrowolne składki od właścicieli czworonożnych pacjentów. W okresie jego prezesowania i Romualda Grochowskiego powstał super team. Oto jego niektórzy, charakterystyczni bohaterowie. W bramce stał twardziel Ireneusz Sztachański, który u niejednego napastnika umiał wzbudzić niechęć  do strzelenia bramki. Na środku obrony kapitan Alek Gołębiewski miał najwyższy wykop na Podlasiu, po którym odpoczywał. Patrzył jak piłka długo leci w górę i niechętnie spada z powrotem. Wtedy razem z nim odpoczywali wszyscy. Od wielkiego Kazika Mroczka napastnicy odbijali się jak od lin ringu. Grający na pomocy Krzysiek Rybicki robił szpagat szarżującemu na bramkę rywalowi i było po akcji. Bywało, że brzuszek Zygmunta Samełko miał swój udział w strzeleniu niejednej bramki. Niezwykle wysportowany pomocnik Rafałko jako jedyny przeszedł na rękach po żużlowej bieżni dookoła stadionu. W ataku grali dwaj bracia Tosiek i Wacek Dawidowscy. Wacek potrafił strzelić bramkę przewrotką. Bramkostrzelny Jurek Mołczanowski nie musiał przerzucać piłki na właściwą nogę. Nie robiło mu różnicy. Wyróżniali się jeszcze Górszczaki, czyli dwaj waleczni bracia Marian i Tadeusz Górscy. Dzięki służbie wojskowej w Grajewie trafiali się nieźle ukształtowani zawodnicy. Błyszczał i strzelał bramki Stanisław Goleń. Ożenił się z Grajewianką i zawiódł. Wrócił z nią do swojej miejscowości pod Szczecinem.                                                                                                               
    Poziom emocji podnosiły derby jak nie ze Szczuczynem to z Ełkiem w zależności czy „Warmia” spadła czy awansowała. Przy „Wissie” słychać było przekomarzanki typu: „Scyzoryki!!!”, „Cukierniki!!!” a z „Mazurem” wrzeszczało się „Krzyżaki!” Rzadka wygrana 2:1 w Grajewie wśród padającego deszczu jaką pamiętam była owacyjnie przyjęta przez kibiców ze słuszną uwagą, że „Warmia” jest dobra na błoto. Trenerem tego zespołu, który wiele lat grał w czubie tabeli III ligi był Mikołaj Chmielarski. W drużynie seniorów debiutowali moi licealni koledzy: Jarek Józwa i Abdek Kowalewski. Nie zazdroszczę im bo w graniu nie byłem gorszy od nich, a że na akordeonie? Ogromnym talentem był wiele lat później inny junior Zdzisław Dalecki. Zaczynało być o nim głośno w kraju, miał propozycje ze znanych klubów. Niestety, życie wyreżyserowało mu inną drogę.                   
     Pomijam inne sekcje i zapaśnicze sukcesy krajowe. Nie sposób wymienić wszystkie talenty, które miał i ma dzisiaj grajewski klub. Szkoda, że na sport w powiatowym mieście są nikłe środki. Kolejni klubowi prezesi z Zarządem robili co mogli. Wobec groźby bankructwa wykładali nawet swoje, prywatne pieniądze. Dobre czasy za prezesa Porzeczki to przykład, że jak się włoży to się wyjmie. Ten temat adresuję nie do tych sponsorów, którzy łożą na klub na miarę swoich możliwości, ale do tych, którzy dużo mogą. Tymczasem grajewski „Pfleiderer” i największy w Polsce „Mlekpol” wcześniej hojnie sponsorujący białostockich, pierwszoligowych koszykarzy i olsztyńskich siatkarzy zachowują się jak te biedne socjalistyczne firmy.                                                                                                                
   Zaczyna się kolejny sezon rozgrywkowy. Mamy piękny stadion. Wszystkim piłkarzom, trenerom, działaczom i kibicom życzę optymizmu.                                                                       
    Dziękuje Markowi Mołczanowskiemu i Waldkowi Michalakowi za unikalne zdjęcia.                                                                                                                                              
   Na fotce nr 1 drużyna oldboyów 1 Maja 1952. Drugi z l. lek wet. Adolf Hałuniewicz, za nim bramkarz Antoni Michalak (ojciec Waldka), szósty od l. Mikołaj Mołczanowski (był prezesem klubu „Budowlani”). Ostatni stoi słynny fotograf  Franciszek Więckiewicz „Paluszek”. Na zdjęciu 2 zawody motocyklowe i A. Michalak po prawej na BMW. Na kolejnych, na drugim planie słynna Maciejewskiej stodoła, trawiasta trybuna, ów dream team z lat 60-tych i prezes S. Józwa w  otoczeniu piłkarzy i działaczy. 
                                                               

Antoni Czajkowski

 

 

Felieton 28/16 z cyklu „Okruchy wspomnień”

Komentarze (23)

dziekuje .ze napisal Pan tak pieknie o moi baracie Zdzisku

Czy ktoś rozpoznaje kibiców ze zdjęcia nr 3 z trawiastą trybuną , mam podejrzenia że jako dziecko mogę być na tym zdjęciu ze swoim ojcem . Prosiłbym właściciela zdjęcia o określenie czasu powstania zdjęcia. Z poważaniem W. Rogowski

Jako stary grajewiak nie wiedziałem,że pan Antoni Michalak był piłkarzem Warmi- mile wspominam tatę Waldka.Jako małolat niejednokrotnie byłem bywalcem w zakładzie wulkanizacyjnym aby zakleić dziurawą dętkę rowerową lub napompować piłkę.Nigdy za usługę nie brał pieniędzy- był gość spoko jak mawia wnuczek.Co do pana "Paluszka" to wspomnę jak to w szkole podstawowej z kliszy fotograficznej robiło się zakładki do książek.Poszliśmy więc do pana Paluszka po negatywy.Puk- puk do drzwi i pytanie czy tu mieszka fotograf "Paluszek"?odpowiedź- nie tu mieszka fotograf Więckiewicz.Klisze dostaliśmy a sąsiad z przeciwka Zdzisiek Truszkowski wyjaśnił dlaczego miał taką ksywę.Inny pogoniłby nas tak,że z hukiem zwiewalibyśmy po tych schodach na dół.

Na zdjęciu z motocyklistami p.Michalak nie na BMW, jaK podpisano, a na NSU, pamiętam jego i jego motor...mieszkałem niedaleko, wtedy motocykle to były w Grajewie trzy na krzyż...ten z lewej to stara Jawa, też świetny motor, w środku nie wiem. Wulkanizację miał na Ełckiej, na początku takiego ciągu bud, na jednej był szyld Tania Jatka....60 lat temu...Boże drogi, wszystko pamiętam!

z zakładu pana Michalaka zapamiętałem (po za specyficznym zapachem rozgrzanej gumy i dziwnymi urządzeniami) kanciapkę z klepiskiem i drewnianym stołem - słynny "bar pod oponą" :D

Odnoszac sie to tego co napisal Zenek : Pan Wieckiewicz oprocz tego, ze byl dobrym fotografem to byl rowniez swietnym lyzwiarzem. Na lodowisku przy ul Strazackiej zawsze zachwycal wszystkich swoja jazda krecac piruety.

Ten pan z lewej to Choiński a jawę to miał Szyjko Jan i mieszkał po sąsiedzku z Michalakiem .

" Tymczasem grajewski „Pfleiderer” i największy w Polsce „Mlekpol” wcześniej hojnie sponsorujący białostockich, pierwszoligowych koszykarzy i olsztyńskich siatkarzy zachowują się jak te biedne socjalistyczne firmy. "
nie weim jak pfleiderer ale mlekpol mógł by powrócić do starego systemu sponsorowania klubów wraz ze swoimi partnerami ;)

Pan Michalak mial NSU do niego przyczepial plog i oral pole. A w zapasie mial nowy orginalny do niego silnik.Jezdzilem tym motorem nigdy drogowka nie mogla dogonic.

Wtedy drogówka chodziła piechotą...

Drogowka miala wtedy juz czeskie JAWY i MZetki

DO DYSPOZYCJI drogówki były rowery motocykle WFM Ural oraz gazy i to wystarczało bo transport oparty był na koniach . A mój sąsiad milicjant to WFM trzymał w dużym pokoju i to okryto kocem żeby dzieciaki nie porysowały to był majątek.

Odnośnie posiadaczy motocykli w tamtym okresie to było ich trochę więcej niż trzy.Pan Antoni miał NSU,Piotr Pruchniak-Panonie,Karłuk Jan-mińsk kierownik Kina Jan Romanowski-K-125 później Iża 350,Zegarmistrz Jerzy Bołonkowski Jawę,Szyjko Jawę,Rysiek Brzeski Harleya,była jeszcze Emka- niestety zapomniałem nazwiska właściciela."antek" jeżeli mnie pamięć nie myli to Szyjko mieszkał naprzeciwko ale zakładu pana Antoniego Michalaka.

moj sasiad trzymial fiata w garazu na dywanie pod plandeka

Rowerem i WFM jezdzili dzielnicowi . To Pan Antek widzial jak inni jezdzili. Bo ja jezdzilem z Panem Michalakiem na mecze do Szczuczyna jak Warmia grala z Wissa o miostrzostwo A klasy,po wegorze i sielawe wedzona do Rajgrodu oraz sam jezdzilem tym NSU to troche wiem jak bylo

Tuz po wojnie, wczesne lata 50-te, milicja miała ze dwa "gaziki", jak nazywano willysy z amerykańskiego demobilu, motocykle M72 rosyjskie, ciężkie wojskowe z koszem, oraz najpierw motocykle SHL98, niziutkie, potem WFM-ki.
Taką eshaelkę miał też sąsiad, kiedyś wziął mnie na bak, tak kiedys sie woziło dzieci, na przejażdżkę, pojechaliśmy do Mieruć i w czasie rajdu polami po wąskiej miedzy, przy sporej prędkości wywaliliśmy się w kartofle, na szczęście ziemia była miękka, kartofelki okopane, nic sie nie stało. Ale ile było przyjemności, hehehe!

Panowie piszcie o WARMII a nie swoich przygodach na motocyklach,takie dwie firmy jak Mlekpol i Pfleiderer to w Grajewie powinna być nawet I liga o II nie wspomnę,ale w Grajewie i za komuny i w kapitalizmie takie duże zakłady nie chcą wykładać choć części kasy ,którą przeznaczają na promocję i marketing.Ale czy to ktoś przeczyta.

Chris to ty odstaw komputer i zacznij kopać piłkę bo wapniaki to tylko powspominać mogą .W naszych czasach to cała ulica na piłkę się składała żeby pokopać i nikt o jałmużnę nie prosił , byli biedne ale honorowe .

Jak widac trybun nie odstraszaly. Dziś można spotkać narzekania na siedziska

Pamiętam tamte czasy, lata 60-te, dobra piłka to było marzenie, ale kosztowała majatek..W skladnicy harcerskiej w roku konkretnie 1964 piękna, żółta, skórzana piłka kosztowała 314zł., a średnia pensja wtedy to jakieś ok.2000zł.Klub miał może ze 3 takie piłki...
Dziś piłka nożna w markecie 10 zł.

Panie Antoni lubię czytać Pana artykuły, ale zapomniał pan o jednym zasłużonym zawodniku Warmii o panu Stanisławie Sopczyku myself że wiencej zrobił dla Warmii jak niejeden z wymienionych przepisy Pana Warminster. Grał nie tylko w picked ale w tenisa stołowego z sukcesami. Myślę że uzbierało by się na oddzielny artykuły.

Któregoś roku przyjechali CzarniOlecko w nowiutkich strojach czarno czerwonych nazywając siebie czerwonymi diabłami. Było błotnisto ,odjechali z bagażem 9 bramek. Nie wiem czy do dzisiaj te stroje wyprali z blota.

Tak to prawda zawsze piłka losowała u nas na podwórku

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.