czwartek, 21 listopada 2024

Kultura i rozrywka

  • 13 komentarzy
  • 12340 wyświetleń

„Okruchy wspomnień” (32)

LOGIKA i DZIEŃ NAUCZYCIELA

          Mamy październik i jak co roku Dzień Nauczyciela. Upieram się, że Dzień Nauczyciela a nie Dzień Edukacji. Polska edukacja jest jak statek na morzu pozbawiony stałej nawigacji. Nowy minister i kolejny kurs. Poszła gdzieś pierwsza zasada prakseologii, że jeśli jakiś mechanizm działa dobrze, to się go nie zmienia. Politycy majstrują przy oświacie lekceważąc etykę i psychologię rozwojową dziecka. Nie będę jednak za mocno krytykował, bo zwyczajnie za tymi zmianami nie nadążam. Być może niektóre reformy są konieczne, ale i tak jest najważniejszy nauczyciel. Taka będzie Rzeczypospolita jak jej dzieci chowanie! -  jak logicznie (!) mawiano za czasów Komisji Edukacji Narodowej. Zdajmy się więc na mądrość i doświadczenie pedagogów. W czasach nowego potopu ideologicznych kłamstw uczą cierpliwie tego, co w życiu najważniejsze: dzieci jak odróżniać dobro od zła a młodzież jak odróżniać zdrowy rozsądek od polityki. Inaczej: jak oddzielać prawdę od fałszu. No właśnie! Kiedyś sprzymierzeńcem tego był przedmiot pod nazwą Logika. Polubiłem logikę na Studium Doktoranckim w warszawskiej Akademii Muzycznej. Wykładana przez prof. Pelca z UW jawiła się jak matematyka. Niezdolna aby służyć polityce czy ideologii ma prawa niewzruszone. Obnaża błędy rozumowania i wskazują granice pomiędzy nauką i ideologią, miedzy empirią a wymysłami. Ne wszystkim to się podoba. Chore idee przefiltrowane logiką, zdefiniowane po imieniu wracają na swoje miejsce, ich głosiciele tracą reputację a bohaterowie z pierwszych stron gazet stają się ludźmi potrzebującymi pomocy. Dlaczego tak się jednak nie dzieje? Bo dużo z tego co logiczne da się interesownie zagłuszyć, wytupać i wykpić. Nic to! – jak mawiał płk Michał Wołodyjowski. Nie sięgając daleko, dzięki logice możemy np. ocenić próby przedefiniowania pojęcia „małżeństwo”. Dlaczego? Bo istota nie tkwi w nomenklaturze. Można mówić że kot czyli pies albo wierzbę nazwać krową, a wierzba i tak nie da mleka. Ba! Można iść w zaparte. Powracający o trzeciej nad ranem mąż dowodzi, że wraca z opery. Na uwagę żony, że opera jest dawno zamknięta, twierdzi: jednak będę trwał przy swoim zdaniu!...Logikę w szkołach średnich dawno wyrugowano. Drugi przedmiot „zdmuchnięty” jako niepotrzebny z programów szkolnych to Łacina. Łacińskie sentencje i przysłowia są doświadczeniem minionych pokoleń, logiczną spuścizną naszej (!) cywilizacji śródziemnomorskiej czyli łacińskiej, uczącą zasad życia i unikania błędów. Na tak skultywowanej ontologii – czyli glebie ludzkiego  poznania - stare jak świat zaburzenia tożsamości płci lub czyjeś widzimisię wymagające interwencji psychiatrii, wciska się jako nowoczesną naukę i prawa człowieka. Gdy wzniecony hałas potwierdzi jakiś wynajęty  akademik, wielu ludzi zaczyna wątpić we własny rozum.                                                                                                                                                     
   Logika Dnia Nauczyciela nakazuje wiec abyśmy im i sobie życzyli aby do tego zawodu trafiali ludzie prawi i najmądrzejsi. Życzmy pedagogom wytrwałości w poszukiwaniu i promowaniu Prawdy. To najgłębszy sens ich wyjątkowo trudnej dzisiaj pracy.

                                                                                                                  
   Zbliża się także uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. To również piękna okazja abym w tym felietonie przywołał i przypomniał, przynajmniej niektórych, moich nauczycieli. Łatwiej i pełniej dostrzec ich rolę gdy jesteśmy starsi. Z tej perspektywy wady i śmiesznostki dodają im dodatkowego uroku.                                                                                                                                         
    ...Duża atencją darzę moją Wychowawczynię z SP1, panią Annę Gosiewską. Siedziałem blisko tablicy i zapamiętałem Jej miny, ruchy i cierpliwie wodzącą moją rękę nad literka „a” lub „k”. Mam w oczach jej brązowe, wieczne pióro z pięknym wzorkiem pod przezroczystą powłoką nad szkolnym dziennikiem. Używała je przez całe siedem lat. Pracowaliśmy później razem w SP4. Nie straciliśmy kontaktu. Jej mąż prześmiewca, po przeżyciu ataku serca na moje pytanie jak się czuje skomentował: jak po próbie generalnej. Pani Anna odchodziła w szpitalu pytając o mnie. Byłem wtedy na wczasach z rodziną... Zaznaczyła się w mojej pamięci Pani Skowrońska. W wypracowaniach z j. polskiego miałem u Niej czwórki i piątki…. Pani Mikołajewska, matematyczka. Energiczną kobieta. Potrafiła rozbrykane towarzystwo szybko uspokoić… Pani Ciszewska od biologii, zacna kobieta, reagowała na nas jeszcze inaczej: Draniaczki! Łotrzyki! Słyszę to jeszcze dzisiaj… Lekcje rysunku mieliśmy u młodej, pięknej Natalii Borkowskiej. Poznałem co to jest perspektywa. Wiosną, w słoneczne dni kwietnia, wychodziliśmy z Nią w alejkę przy torach za domek dróżnika aby rysować budzącą się przyrodę. Niestety, w tej sztuce byłem i jestem trwale upośledzony.                                                                                                                   
     ...Wspominam moich, wspaniałych nauczycieli z LO. Pani Profesor Maria Ławrynowicz, polonistka, mieszkała z matką na os. Broniewskiego w pierwszym bloku od strony Konstytucji 3 Maja. Chodziły słuchy, że Jej narzeczony zginął w Powstaniu Warszawskim. Romantyczna, z pasją uczyła literatury. W czytanym Jej głosem Mickiewiczu, Słowackim czy Norwidzie słyszeliśmy nowe znaczenia. Pani Profesor pracowała w czasach gdy ucząca godności i patriotyzmu „Trylogia” Henryka Sienkiewicza była lekturą obowiązkową… Pan Profesor Jan Ciołkiewicz, sympatycznie zwany przez nas jako Magellan. Dobry człowiek. Wchodził do klasy z mapą i zawsze emanował spokojem, pod którym ukrywał poczucie humoru. Jego pasją (pewnie i jednym z obowiązków) było wyświetlanie filmów edukacyjnych w świetlicy. Chętnie mu w tym pomagałem. Nic nie wiedziałem o Jego odwadze. W wydawnictwie GIK przeczytałem, że jako szef lokalnego ZNP był znanym, logicznym (!) opozycjonistą socjalistycznej, jeszcze stalinowskiego chowu, głupoty... Pani Profesor Halina Gronert, rusycystka. Nadal wzbudza we mnie respekt ale miała poczucie humoru...? Gdy pracowałem w LO, na jakiejś Studniówce poprosiłem Ja do tańca. Teraz musi mnie pan taszczyć jak trzydrzwiową szafę! – usłyszałem. Na Jej lekcjach siedzieliśmy jak myszy pod miotłą. Kiedyś, po latach zapytałem jaki miała na to sposób? Odpowiedziała: im bardziej byliście głośni tym ciszej mówiłam. Niesłychane… Nasza wychowawczyni pani Profesor Zofia Aleksiejew przeważnie siedziała przy biurku pochylona nad podręcznikiem historii. Wykładała cichym głosem i poruszała się jakby nie chciała nikogo absorbować swoją osobą. Wezwany do tablicy miałem odpowiedzieć o przyczynach wojny Wietnamu Północnego z Południowym. Zgodnie z radiem „Wolna Europa” mówiłem szczerze kto za kim stoi. Nigdy wcześniej nie widziałem Pani Profesor zdenerwowanej. Nie dokończyłem. Nie podnosząc głosu kategorycznie posłała mnie z powrotem do ławki. Złego stopnia za to nie dostałem… Pan Profesor Edward Kalinowski, nasz fizyk. W ostatniej, jedenastej klasie, w okresie świat Bożego Narodzenia do Trzech Króli leżeliśmy w szpitalu, w trójkę z Alkiem Osadą na żółtaczkę zakaźną. Nauka na szpitalnej sali wchodzi do głowy zupełnie inaczej. Z nudów, pod kierunkiem Profesora powtórzyliśmy cały kurs z fizyki z odpytywaniem. W szkole już mieliśmy spokój. Fizykę tak polubiłem, że wybrałem jako maturalny przedmiot egzaminacyjny. Naprawdę, panie Profesorze! Przed tym egzaminem nie musiał mi Pan pomagać!...Mój sąsiad matematyk, pan Profesor Stanisław Kowalewski. to była szczególna postać. Na niektórych wezwanych do tablicy miał swoje lwowskie powiedzonka: Łot cje bracje polka nasza! Albo: Łot durak! Martyszka w kalioszach! Mądry był człowiek i życiowy. Na moją rosnącą odporność na równania, cotangensy, tangensy, sinusoidy i wzory geometryczne miał zawsze logiczne (!) usprawiedliwienie. Wobec reszty upartych, klasowych nieuków mawiał: Nu! … ale Czajkowski ma przynajmniej talent do muzyki!… Tylko dzięki Jego inteligentnemu uporowi, po potknięciu na egzaminie pisemnym, zdałem ustny. Dzisiaj czegoś w sobie nie rozumiem. Przecież muzyka to matematyka!... Najbarwniejszą postacią wśród moich licealnych nauczycieli był pan Profesor Aleksander Aleksiejew. Nadal wzbudza wśród uczniów różne emocje, ale któż z nas jest bez wad? Kto czynił w życiu tylko same dobre rzeczy? Dzisiaj, po latach Profesora widzę zdecydowanie pozytywnie. Miał poczucie humoru. Kochał młodzież. Organizował piękne Bale Międzynarodowe. Uczył nas kultury, dobrych manier i wrażliwości na świat. Śpiewał, grał na gitarze, brzdąkał sensownie na fortepianie, prowadził orkiestrę mandolinową i chór. Jego żona Zofia potwierdziła, że miał zdolności lingwistyczne. Angielskiego uczył błyskotliwie odwołując się do wyobraźni słuchowej. Ten język zaszczepił we mnie na całe życie.

                                                                                                                                      

Każdy z nas ma swoich pedagogów, którzy w jakimś stopniu mają swój wkład w kształtowanie się naszej osobowości. Wspominajmy ich w tych dniach szczególnie życzliwie. Na zdjęciach moi nauczyciele z grajewskiego LO. Kto ich rozpoznaje?

                                                                                                 Antoni Czajkowski

 

felietony

czwartek, 21 listopada 2024

"Dzieciństwo MOCY bez przeMOCY"

Komentarze (13)

Jak ja kocham to czytać. Dziękuję.

Te wspomnienia są niesamowitym darem na nasze późne już i schyłkowe lata. Dziękuję.

Uwielbiam czytać Pana felietony. Proszę o więcej.

Na ostatniej fotce szczególnie bliska memu sercu Pani Profesor Gronert. Nigdy nie zapomnę, jak odwiedziłam ją po egzaminie wstępnym na studia z bukietem kwiatów, by raz jeszcze podziękować za przekazaną mi wiedzę. Rozanielona i przeszczęśliwa, bo zdałam z najlepszym wynikiem, chciałam sprawić przyjemność Pani Profesor, ale ku swemu zdumieniu usłyszałam: "Czy ty chcesz mi powiedzieć, że to ja tak dobrze uczę? Nie, to tylko tyle znaczy, że gdzie indziej jeszcze gorzej uczą niż u nas".
Od Pani Profesor mam na pamiątkę tomik poezji Puszkina z przepiękną dedykacją. Przechowuję jak najcenniejszą relikwię.


Wydaje mi sie ze na zdjeciu numer 5 jest Pani Aleksiejew, Lola Gronert i Profesor Ciolkiewicz. Moge sie mylic bo ja ich poznalem troche starszych w 1976 roku.

Czytałam wszystkie Pana felietony uwielbiam je czytać,i z niecierpliwością czekam na następne.

Droga Młodzieży! Kto z was dziś posługuje się taką polszczyzną i z taką swobodą wyraża myśli ? Dziękuję Panu za ten felieton.

Z kadry naszego liceum nie sposób nie wspomnieć pani profesor Dudycz i pana profesora Żabickiego. Oni akurat w klasie autora wspomnień nie uczyli, więc mało ich znał, ale dla mnie to były wybitne osobowości szkoły, oni wywarli największy wpływ na moją drogę życiową. Cześć Ich Pamięci.

Miło jest rozpoznać znajomychz którymi uczęszczałem do szkoły i kolegowałem.Na zdjęciu w tle z Panem Prof.Kowalewskim ( byłym sąsiadem i późniejszym jego uczniem) rozpoznałem
Elę Kalinowską,Halinkę Dembińską,Elę?Jabłońską no i oczywiście autora felietonu.Na fotce ze starszych kolegów są:Czarnecki ( imię?)Tolek
Czajkowski,Wiesiek Wiśniewski,Heniek Klimaszewski,Walenty Michalak,Stasiu Kowalewski.Pozdrawiam grajewiaków ze zdjęcia:)

Dziękuję, Tolku, za kolejny ciekawy felieton wspominkowy... Zwłaszcza że i niejako mnie też dotyczy, bo wspominasz mojego Tatę, a i ja przecież przepracowałem sporo lat jako nauczyciel...
Ze wspomnianych przez Ciebie nauczycieli znałem wszystkich, choć tylko niektórzy mnie uczyli. Ale zdecydowaną większość z nich też wspominam z wielkim sentymentem. A Pani Gronert tak mnie nauczyła rosyjskiego, że podczas moich wschodnich peregrynacji nigdy nie miałem problemów z porozumieniu się po rosyjsku. I byłem też na pogrzebie Pani Profesor... A Ty, kolego Antoni, pisz nadal. Przyjemnie się czyta Twoje wspomnienia!

Bardzo ciepło wspominam Jana Ciołkiewicza, profesora od geografii i astronomii, a to głównie za sprawą wycieczki, jaką nam zorganizował na Dolny Śląsk.Zjeździliśmy na rowerach parę setek kilometrów, głównie po górkach, dziś mieszkam w tym regionie i jeżdżę drogami, które pokonywaliśmy na rowerach razem z Nim, pociągiem do Wrocławia, a potem wstęgą szos! Jelenia Góra, Przełęcz Kowarska, Karpacz, Śnieżka,Szklarska Poręba, aż do Polanicy Zdoju, Lądka, Wambierzyc, Kłodzka. Świetnie to wymyślił, przygód mnóstwo, improwizacja z noclegami, stodoły, obory, słoma, siano, dechy sali gimnastycznej, wszystkiego doświadczyliśmy. Pech chciał, że akurat wtedy wybuchła we Wrocławiu epidemia czarnej ospy, nie wystraszył się, szczepienie, pamiętam, w Kamiennej Górze i wio w trasę! Mówiąc kolokwialnie wspaniały facet, porwać się na taką imprezę z podlaskiego Grajdoła to wielka odwaga, co przeżyliśmy to nasze.Dziękujemy Ci, profesorze!

Ja miło wspominam swego profesora od muzyki, czyli... Pana Czajkowskiego. Bardzo ciekawie opowiadał o muzyce , no i oczywiście grał. Nigdy nie obyło się też bez anegdot i dowcipów. Dziekuje Panie psorze.

Miło wspominam polonistkę Marię Ławrynowicz- mieszkała w budynku który opisał autor felietonu.Pani ta potrafiła nawiązać kontakt z uczniami i zachęcić w skuteczny sposób do czytania lektury.Kiedy zapadła na nieuleczalną chorobę jako samotną osamotnioną osobę,bez rodziny często ją odwiedzaliśmy, robiliśmy niezbędne zakupy.Zbliża się 1 listopada proponuję zapalić wirtualny znicz lub lampkę na grobie.Lokalizacja- stary cmentarz od bramy w kierunku końca cmentarza
prawy róg.Tam znajduje się pomnik niezapomnianej i lubianej pani Marii Ławrynowicz.

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.