czwartek, 21 listopada 2024

Kultura i rozrywka

  • 11 komentarzy
  • 12832 wyświetleń

Wakacje z muzyką

     Zapraszam szczególnie młodych czytelników na kolejną, wakacyjną podróż w czas miniony a starszych na spotkanie nieco nostalgiczne z Grajewem, który jest już tylko w pamięci. 

 

Wakacje dla każdego pokolenia młodzieży to okres kiedy młody człowiek nagle uwolniony od nauki, podnosi głowę znad książki i rozgląda się ze zdziwieniem że nareszcie ma mnóstwo czasu na towarzystwo i rozrywkę. Dyskotekowe szaleństwa, gry komputerowe, koncerty rockowe, karaoke, festyny i inne formy zabaw typowe dla dzisiejszego stylu życia to tylko inne rekwizyty dla tych samych potrzeb, tęsknot i wzruszeń jakie przeżywało moje pokolenie wchodzące w życie w cudownych latach 60 – tych.

     Cudownych? To prawda. Fakt, że każde pokolenie ma swoją muzykę nie zaprzecza, że był to najświetniejszy, zloty okres muzyki rozrywkowej XX wieku. Dlaczego? Ponieważ poziom rozrywki gwarantowały trzy profesjonalne zasady jej tworzenia: zachowanie ciągłości linii melodycznej, logika naturalnych połączeń akordowych i teksty nie błagające o interwencję. Dlatego dominowała muzyka melodyjna z piękną harmonią, daleka od agresji czy zamulającej percepcję ekstazy. Ówczesny, bardzo dynamiczny rock’n roll przy dzisiejszym heavy metalu jest łagodny jak baranek i czytelny w każdym elemencie. Finezyjna ekspresja z naturalną metodyką inspirowała do intymności. Takie komponowanie nie ma nic wspólnego z „produkcją” tzw. hitów, których nikt na drugi dzień nie pamięta ani piosenek, których refrenu nie da się powtórzyć. Nic dziwnego, że na tamte przeboje co bardziej wrażliwi młodzi ludzie chętnie otwierają uszy. Nieprawda? Prawda. Dowodem jest chociażby ogromna popularność piosenki w stylu lat 60-tych moich znakomitych kolegów R. Poznakowskiego i M. Gaszyńskiego „Gdzie się podziały tamte prywatki”. Ta muzyka wprost przyciąga.

      Wiek 17-18 lat jest najradośniejszy, oczywiście, jeśli się nim sztucznie nie podniecasz, nie usiłujesz być dorosły w możliwie najgłupszy sposób, albo idiotycznie modny w narkotycznej fatamorganie. Moje, tamte wakacje kojarzą się mi z Elvisem Presleyem, Paulem Anka, zespołami „The Beatles”, „The Platters”, „The Shadows”, „Czerwono – Czarnymi”, Maciejem Kossowskim, Heleną Majdaniec, Kasią Sobczyk, Piotrem Szczepanikiem, Karin Stanek i innymi wykonawcami. Grajewo liczyło wtedy kilkanaście tysięcy ludzi. Wśród mieszkańców, tak jak i dzisiaj, było mnóstwo utalentowanej muzycznie młodzieży, uczącej się i studiującej w całej Polsce, także w szkołach muzycznych. Gdy towarzystwo zjechało się na lato do swoich domów rodzinnych, w mieście aż kipiało od muzyki. Każdy chciał pokazać się. Każdy pretekst do wspólnej zabawy był dobry. W Parku Miejskim przy ul. Strażackiej, w dniu 22 Lipca z okazji Święta Odrodzenia były rokrocznie organizowane występy artystyczne. Koncertowały dzieci ze Społecznego Ogniska Muzycznego, „Ananasy” ze Świetlicy PSS, także kapela podwórkowa i artyści - amatorzy ze Świetlicy przy „Pasmanterii”, zawsze z kulturotwórczymi ambicjami i jeszcze inni. Ci inni to właśnie owi młodzi artyści, uczący się poza Grajewem. Legendą był wtedy Ryszard Ciborowski, o którym mówiono ze studiuje w konserwatorium. Była to Państwowa Wyższa Szkoła Muzyczna w Krakowie.

     Mamy popołudnie 22 Lipca 1964 roku. Stoję w Parku Miejskim na ścieżce od strony kolei, blisko miejsca gdzie odbywały się koncerty. Wokół spaceruje lub siedzi na nielicznych ławkach mnóstwo ludzi, wiele rodzin z małymi dziećmi i młodzieży. Pośrodku, na betonowym, okrągłym placku stanął z akordeonem szczupły, średniego wzrostu brunet. Znieruchomiał czekając aż echo z głośników powtórzy jego nazwisko. Najpierw rozejrzał się jakby sprawdzając czy wszyscy są już gotowi na jego popis. Spacerowicze znieruchomieli, zrobiła się cisza. Odczekał jeszcze sekundę po czym nacisnął czterema palcami lewej ręki kilkanaście guzików i zaczął powoli rozciągać miech w obie strony. Akordeon zwijał się i rozwijał stopniowo coraz szybciej aż kakofonia dźwięków zamieniła się w „oddech” pędzącej lokomotywy. Gdy weszła w równe tempo akompaniamentu, z prawej ręki wytrysnął gejzer wesołej melodii z trudnymi technicznie wariacjami. Jego palce przebiegające po klawiaturze z trudem dawały się śledzić. Zatrzymały się i znieruchomiały wózki z małymi dziećmi, wszystkie oczy skierowały się w jednym kierunku, na betonową scenę gdzie młody akordeonista szalał. Rozglądał się w trakcie swojej wirtuozerii jakby od niechcenia, jakby sprawdzając reakcję otoczenia. Przy końcu utworu zaczął „hamować” tymi samymi, wahadłowymi ruchami miecha. Wreszcie zakończył swoje misterium. Odetchnął. Rozejrzał się niespokojnie zdziwiony ciszą. Przez sekundę parkowa publiczność zamilkła w nabożnym szacunku i nagle zagrzmiały brawa i okrzyki jakich być może jeszcze nigdy nie dostał. Byłem zaskoczony i głęboko wzruszony tym co pokazał. W owacji ludzi odczytałem radość z piękna muzyki, które nas wszystkich tak dotknęło i dumy, że to sprawił nasz rodak z Grajewa. Tak zagrał słynny włoski przebój akordeonowy pt. „Pociąg” właśnie Ryszard Ciborowski. Owe kilka minut było największym wydarzeniem artystycznym w moim młodym życiu. Pamiętam dokładnie miejsce na parkowej alejce, w którym stałem zasłuchany i rozmarzony aby też kiedyś tak fenomenalnie grać. Czy ktoś z Grajewian pamięta tamten występ? Pan Ryszard mieszka w Krakowie. Ponoć grał tam wiele lat w najelegantszych restauracjach. Jest już na emeryturze. Mistrza mojej młodości od tamtych wakacji nigdy nie udało mi się spotkać. Chciałbym mu oddać swój szacunek i o wszystkim co mu zawdzięczam osobiście powiedzieć. Może ktoś ma do niego kontakt?

      W czasie tamtych wakacji szczególnie aktywny był zespół „Ananasy” zwany także „Tigersi”. Świetlica PSS pod kierownictwem Pani Władzi Mazurkiewicz organizowała regularnie co tydzień wieczorki taneczne z muzyką na żywo. O ile niewielka scena mieściła kilkuosobową orkiestrę, to było za mało miejsca dla bawiących sie. W każdy czwartek barak na placu „Społem” przypominał pszczeli ul. O ile pamiętam, wstęp na taneczny podwieczorek był bezpłatny. Gromadził sporo chętnej do zabawy młodzieży z całego miasta. Ci, którzy akurat nie tańczyli stali przed wejściem i czekali na swoją kolej. To wszystko było jednak nieistotne. Najważniejsze, że było to miejsce regularnych spotkań. W czasie takich letnich potańcówek nawiązywały się pierwsze znajomości, wakacyjne sympatie albo rodziła się miłość na całe życie. Tam właśnie przychodziła filigranowa, zgrabna, zawsze ubrana na biało młodziutka i śliczna Stenia Piotrowska. Szybko wypatrzył ją wyjątkowo wrażliwy na dziewczęcą urodę gitarzysta z zespołu, mój szkolny kolega Krzysiek Zabiegliński, dzisiaj komandor porucznik Marynarki Wojennej i dr nauk historycznych. Nie mam wątpliwości, że tamten najbardziej romantyczny okres w ich życiu oboje bardzo dobrze pamiętają. Stenia do dziś wspomina Joasię Karpowicz i „Woskową laleczkę”, którą często śpiewała. Byłem świadkiem na ich ślubie.

        Taneczne spotkania w Świetlicy PSS wkrótce przeniosły się do wygodniejszego, właściwego dla tańców miejsca. A tam rej wodzili jeszcze i inni, muzycznie uzdolnieni młodzi Grajewiacy. O tym, o wielu nazwiskach i ówczesnej muzyce będzie w drugim odcinku.

        Na zdjęciach udostępnionych dla mnie przez Panią Barbarę Sulewską, prezes „Społem”, jest nie tylko zespół „Ananasy”. Stoi Tadeusz Łojewski, perkusista i kierownik zespołu. Jest saksofonista Zygmunt Klimaszewski, gitarzysta Franek Ninkiewicz, solistka Jadwiga Golubiewska,.. Mam nadzieję, że starsi czytelnicy rozpoznają popularne niegdyś twarze grajewskiej muzyki rozrywkowej.

 

                                                                              

Antoni Czajkowski

Felieton z cyklu „Okruchy wspomnień”

 

       Archiwum felietonów

czwartek, 21 listopada 2024

"Dzieciństwo MOCY bez przeMOCY"

Komentarze (11)

Milo czyta sie te wspomnienia...szczegolnie, kiedy opisuje Pan znane mi osoby...Pani Wladzia Mazurkiewicz byla na mojej I Komunii Sw. i wlasnorecznie zrobila na drutach dla mnie sliczna pelerynke z tej okazji. Krzysiek Zabiegliński to moj wujek, bliska rodzina ze strony mojej mamy Zosi. Serdecznie pozdrawiam autora wspomnien.
Izabella Galinska

Do "Izabella" Pisz normalnie tak jak masz w metryce urodzenia:Izabela Galińska

Jakie piękne zdjęcia!! Jacy Piękni Ludzie!!! Wspaniałe Piękne czasy!!!!!!

do pisowni :

Poldek??? :))

Panie Antoni ożywił Pan "e-Grajewo"wspaniałymi wspomnieniami, jest Pan niezwykłym człowiekiem ciszę się, że ktoś taki jest z naszego miasta.Dziękuję

Do pisownia...Ja podpisuje sie tak jak mam wpisane w metryce, ale nie slyszalam aby ktos mial na imie pisownia.

Do PISOWNIA odnosnie metryki urodzenia: Radzilabym skupic sie raczej na komentowaniu czegos, o czym masz wieksze pojecie, bo z tym komentarzem, to raczej BLADO wypadlo. Oj, co za szkoda, miala byc szpilka, a nie ma :) Pozdrawiam!

Internet to jednak dobry instrument; można na nim pograć na odległość. Miło, że niektóre dźwięki są rodem z bliskiej partytury. Tolo - czapki z głów i dzięki, ale gwiazdkę dodaj! Iza - uściski!

Ogromnie żałuję, że nie miałem swojego udziału w tym muzykowaniu. Zaliczyłem tylko jeden rok w klasie akordeonu w Społecznym Ognisku Muzycznym, a potem przyszła choroba i naukę trzeba było przerwać. Ale do dziś pamiętam, jak w mieszkaniu moich rodziców Tolek Czajkowski po mistrzowsku wykonywał "Marsza tureckiego". Tolek zapomniał, a ja wciąż pamiętam... Dzięki za kolejny wspominkowy felieton. Odświeża trochę pamięć i daje wiele tematów do rozmyślań nad upływającym czasem. A ówczesny rock to zupełnie co innego niż dziś metal czy rap. Lubię jedynie rap końskich chrap. I tyle.

Tolek nie wiem dlaczego ale zawsze kojarzysz mi się z wykonywaną przez Ciebie " Karawaną" w jazzowym wykonaniu,

Dziękuję pięknie za wspaniałą ocenę umiejętności artystycznych mojego męża Ryszarda C. Pozdrawiamy najserdeczniej.

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.