piątek, 29 marca 2024

Szczuczyn

  • 10 komentarzy
  • 14707 wyświetleń

Mroki pogranicza-schrony(2)



LINIA MOŁOTOWA – RADZIECKI PUNKT OPORU NIEDŹWIADNA, BRZEŹNO…
 
      Od wczesnej młodości fascynowały mnie patrzące złowieszczo - oczami potworów - schrony bojowe zwane często, bunkrami. To one i wataha niesfornych wilków zawiesiła nad polskimi głowami koszmarną ulewę krwawych łez wyciskanych bezlitośnie gradem kul. W mrokach wojny wiatr rozpędzał nadzieję wypełniając ją goryczą i pustką. To był czas próby przetrwania, który warunkowali dwaj starzy - jakże znani wrogowie. Mimo penetrowania architektury militarnej w różnych miejscach kraju, uważam wciąż, że posiadam o nich zbyt mało - tej nieksiążkowej wiedzy.
Pasem umocnień przy nowej granicy określonej już w sierpniu 1939 roku paktem Ribbentrop-Mołotow biegnie „Linia Mołotowa”. Od lata 1940 do czerwca 1941 przy tej granicy, radziecko-niemieckiej, Sowieci budowali umocnienia ciągnące się od Kłajpedy, aż po dawną granicę z Rumunią. Bliskie dla Szczuczyna schrony wchodzą w skład 66 Osowieckiego Rejonu Umocnień. Sieć bunkrów jest w okolicach Wąsosza mają je Dołęgi, Łebki Duże, Stary Gromadzyn, Skaje, itd. Tym razem zainteresowały mnie radzieckie budowle koło wsi Niedźwiadna i Brzeźno. Tu, mimo bliskości, stopa moja nie pozostawiła wcześniej śladu.
Tego ranka obudziłem się, wcześniej niż zwykle, dzięki niezawodnemu mechanizmowi zegarka „Meister Anker” sterowanym radiem z Monachium /Niemcy/, niekoniecznie przyjaznych stron Europy. Zaliczyłem wszystkie poranne zabiegi. Zabrałem niezbędny sprzęt i po chwili Volkswagen niósł mnie do zaplanowanej przestrzeni militarnej - Punktu Oporu „Niedźwiadna”.
Schrony obejrzałem pobieżnie, aby mieć wstępne rozeznanie w kwestii pytań zadawanych dla osób starszych, których nie tylko ślady, ale i zmysły dotykały z autopsji tej historii.

       Pan Eugeniusz Grunwald /81 l./ z Niedźwiadnej, ojciec Witolda Przewodniczącego Rady M. w Szczuczynie opisał: planowanie umocnień, wytyczanie w terenie, założenia strategiczne, taktyczne i techniczne, nabór robotników, budowę, wyposażenie, rodzaj uzbrojenia, maskowanie, a nawet szkolenie oraz służbę i walkę.
Wszystko stało się proste, zrozumiałe, każdy aspekt jasny. Po notatkach innych rozmów oraz tych z lat 50-tych /XX w/ z nieżyjącymi już ludźmi, ślęczeniu nad mapami, tu z żywych ust uzupełniłem część wiedzy o odchodzących w niepamięć schronach bojowych Rejonu Umocnień „Niedźwiadna”.

      Przeszliśmy do słownego rysowania fragmentu polskiej historii na tle buty wrogów od 1939 roku. Dla rozluźnienia sytuacji zacząłem od pytania dotyczącego analogii z odległej epoki.
- Grunwald 1410, to powiązania plemienne, rodzinne…?
- Rozumiem, że lubi pan wyborny humor! – rozmówca uśmiechał się życzliwie.
- A skądże! Nazwisko i wieś, to tylko splot historii z moim życiem. – szybciutko dodał zadowolony.
- A czy na nasze bunkry pan jeszcze pojedzie? – zapytał, jakby chciał do tego usilnie nakłonić.
- Tak, oczywiście! Koniecznie! – dodałem odwzajemniając uśmiech.
- Proszę uważać tam na wszystko, bo…! Pan tylko sam? Trzeba uważać! – ostrzegł stanowczo.
- Są w nich tunele, łączące schrony. Nie dziwi Pana, że w przypadku poradzieckich fortyfikacji to rzecz raczej nietypowa. Bolszewik tam nie siedzi, ale można zabłądzić!
- Był Pan tam, kiedy wrogowie grzebali się w naszej ziemi? Nie był Pan wówczas za mały? I, co Pan zapamiętał?
Gradem pytań zalewałem osobę bardzo inteligentną, pedantyczną o niezawodnej pamięci, w której skłonny byłem widzieć człowieka renesansu. W swoim życiu piastował prawie „wszystkie” funkcje. Przyjazny uśmiech pojawiał się ponownie na Jego twarzy.
- Tak, byłem wówczas ośmioletnim „bąkiem”, ale biegałem tam po trzy razy, a nawet więcej dziennie. Znam też bunkry z tysiąca dokładnych przekazów od tych, co tam, jako starsi moi koledzy pracowali, a najwięcej od ojca. Zresztą, nie tylko.
- Czy jest Pan wciąż pod wrażeniem siły, przemocy, anarchii, nieludzkiego bezprawia?
- No, nie wiem, czy można to nazwać tylko wrażeniem, które najczęściej jest pojedynczym zdarzeniem. Natomiast Rosjanie - Niemcy i znów Rosjanie - Niemcy, to jak powracająca i stała zaraza wszechczasów i wszechwładzy. I to tym bardziej, że tu i w tym czasie, nie stawiano im karkołomnego oporu.
- O! Więc bardzo proszę, niech Pan opowiada.

      Zaczął się nie „wykład” tylko Wykład z historii w żywym wydaniu. Upajałem się tym, co mówił, zamiast słuchać, zbierałem słowa z jego ust czując się jak na rzeczywistym wykładzie. Choć mówił zaczepiając różne wątki powiązane kontekstem historyczno-rodzinnym, to rysował przede mną obraz zniewolenia narodu, czasów, których młodsze pokolenia nie znają.
Choć wypowiedzi mówcy mogłem malować pędzlem na płótnie, to jednak je starannie spisałem.

OCHRONA POGRANICZA

      Jeszcze przed wybuchem II w. św. w 1939 r. na wzgórzu za Świdrami, Niemcy mieli punkt obserwacyjny. Z wieży wystającej ponad lasem podglądano polskie tereny aż do Szczuczyna.
Polska placówka graniczna i komora celna w Czarnówku, którą m.in. kierował Antoni Brzeski ze Szczuczyna, mieściła się po prawej stronie przed granicą. Za pasem granicznym, od strony wsi Świdry, po tej samej stronie była strażnica niemiecka /dawne Prusy Wschodnie/.
      W przygranicznej wsi Niedźwiadna mieszkali strażnicy KOP. U pp. Grunwaldów przez sześć lat przed wojną i dwa lata po wojnie mieszkał strażnik, do czasu wyjazdu do Świdnicy. Dla Zbiorczej Szkoły w Szczuczynie E. Grunwald przekazał zdjęcie polskich strażników, wykonane w Szczuczynie pod parkanem z bloków, za figurką przy ul. Pawełki1.
Furmanem polskiego komisarza KOP był Franciszek Borawski, którego żona pochodziła z Niedźwiadnej. Jeździli wzdłuż granicy na cykliczne kontrole. Od strony polskiej, wzdłuż granicy przebiegała droga o szerokości 7 metrów, za granicą drogi nie było. Po niemieckiej stronie, na skarpie, stał dwumetrowy płot, nad nim słupy i druty kolczaste. Polski szwadron, który przedzierał się na zagraniczny rekonesans musiał przecinać druty, bo tej wysokości koń nie mógł przeskoczyć. 
Dwa szwadrony, które stacjonowały u Aleksandra Okulewicza, Piotra Samełki i żołnierze ze szwadronu stacjonującego w sąsiednich Kurkach penetrowały tereny pogranicza. Lekceważąc Niemców, często robili wypady na Świdry i Białą Piskę. Rezerwista Stankiewicz pochodzący ze Śląska, żołnierz powołany w sierpniu do wojska, został jednak zabity w przygranicznych Świdrach. Tam pochowano go, jako żołnierza nieznanego, ponieważ nawet słowa nie można było odczytać z przesiąkniętej krwią wojskowej książeczki. Epizod wydarzył się w pierwszych dniach września 1939 roku. A kiedy do wsi wkroczyły wrogie wojska, Niemcy wysłali z Niedźwiadnej furmankę z nakazem żeby zwłoki Stankiewicza zabrać ze Świdrów i pochować na cmentarzu w Niedźwiadnej.
      Mimo wstępnych oporów, dwa polskie szwadrony odjechały do miejsc zakwaterowania w Grajewie. 

GENEZA FORTYFIKACJI NA RADZIECKIEJ GRANICY ZACHODNIEJ

         W latach 1917-1941 kraj nazywany wówczas Związkiem Radzieckim prawie ze wszystkimi sąsiadami posiadał niezbyt przyjazne stosunki na różnych płaszczyznach. W polityce były one szczególnie obłudne. W tym okresie, żadne z jego granicznych państw nietworzących koalicji, pod względem uzbrojenia, nie zagrażało militarnie. 
Jednak ówczesne władze ZSRR, mając na uwadze zbrojny konflikt, zdecydowały się w 1927 r. do budowy umocnień swoich zachodnich granic żelbetonowymi schronami bojowymi. Wzdłuż starej radzieckiej granicy zachodniej utworzono 12 rejonów umocnionych. Do tworzonego systemu fortyfikacyjnego dobudowano w 1938 r. jeszcze 8 rejonów obronnych. Wywiad krajów zachodnich i USA umocnienia te nazwał „Linią Stalina”.
Kiedy Niemcy w 1939 r. rozpętali machinę wojenną „Linia Stalina” nie była jeszcze ukończona.
       Zdradziecki dla Polski układ niemiecko- sowiecki o granicy i przyjaźni z 23 sierpnia 1939 r. (z późniejszą korektą granic 28.09.1939 r.) znany, jako pakt Ribbentrop –Mołotow, wytyczał podział Polski na nową i wspólną granicę dwóch wrogów na linii San- Bug- Narew-Pisa.  
      Wkrótce, po wejściu 17 września 1939 roku Czerwonej Armii na wschodnie rubieże Polski, przesunięto na zachód granice Rzeczypospolitej o 250, a nawet 300 km. Po przyłączeniu w czerwcu 1940 krajów ościennych i zmiany granic, władze ZSRR zaniechały wykańczania swojej „Linii Stalina” składającej się z ok. 4 500 stałych obiektów fortyfikacyjnych na starej granicy. Natychmiast przystąpiono do budowy nowych 11 rejonów umocnień, w pasie nowej granicy zachodniej na anektowanych terenach, do których w 1941 r. dobudowywano jeszcze 8.
Kolejna, nowa linia radzieckiego oporu budowana wzdłuż nowej granicy, teraz z III Rzeszą, od Kłajpedy aż za Przemyśl, została przez sztabowców ironicznie nazwaną „Linią Mołotowa”. Jednak ta nieurzędowa nazwa przetrwała i dalej ją się stosuje.
       Wszystkie RU /rejony umocnień/ budowano w tajemnicy, dlatego wiedza o nich jest znikoma.
Trudno też określić, czy prace fortyfikacyjne zabezpieczające zachodnie pogranicze Związku Sowieckiego miały tylko charakter odstraszający i czy nowa granica była uznawana przez Moskwę za ostateczną. Inne hipotezy zakładają, że tzw. „Linia Mołotowa” miała służyć wsparciu do ataku na III Rzeszę, przygotowywanym przez Stalina na lipiec 1941 roku.
Jednak Niemcy już w 1941 r. powołali sztaby saperów fortecznych, których zadaniem był rekonesans /rozpoznanie/ umocnień radzieckich.
      W latach 1944 i 1945 po przeprowadzonych korektach byłej granicy ZSRR część fortyfikacji na tzw. „nowej granicy” budowanej w latach 1939-41, znalazła się w granicach Polski.


PRZEBIEG BUDOWY SCHRONÓW


      Po wkroczeniu Armii Czerwonej w głąb Polski, odbierano polakom cześć, życie i wiarę.
Natychmiast zaczęto uzbrajać tereny w postaci budowy „Linii Mołotowa”. Celem budowy było powstrzymanie ataku przeciwnika do czasu dokonania mobilizacji, jak i wspomnianych późniejszych działań zaczepnych wojsk radzieckich.
Zarówno system fortyfikacji „Linii Mołotowa”, jak i „Linii Stalina” zaprojektował generał lejtnant wojsk inżynieryjnych Dmitrij Michałowicz Karbyszew.
      Mimo upływu lat, jeszcze dziś od najstarszych osób można wydobyć dobrze wbitą do głów świadomość o mroku tamtych lat. Często wiedzę, nie tylko o schronach, posiadają od jeszcze starszych: dziadków, rodziców, sąsiadów, jako tysiące razy analizowaną i zgodną z wiedzą znawców przedmiotu.
Orientację o budowie radzieckich schronów Niemcy uzyskali od jeńców już w latach 1939-41. Jednak ludność tubylcza wsi Niedźwiadna, Brzeźno, Dołęgi i innych pamięta ją z autopsji oraz przekazów nadto rozmownych po pijanemu, zaprzyjaźnionych Rosjan.
Budowę schronów poprzedzało rozpoznanie terenu przez komisję powołaną przez Ludowy Komisariat Obrony. Powstawał plan inżynierski, który analizowany był przez sztab wojskowy.  Potem sprawdzał plan Sztab Generalny Czerwonej Armii pod względem taktycznym i technicznym. W końcu, podpisany przez ludowego komisarza obrony, stawał się docelowym planem rejonu umocnionego. Po ustaleniu szczegółów, kierownictwo budowy przejmował zarząd inżynieryjny, który rozdzielał zadania szefom odcinków budowy.
 
      W Rejonie Umocnień Niedźwiadna -Brzeźno-Dołęgi, utrzymywaną w tajemnicy budowę schronów, nadzorowali rosyjscy inżynierowie Chromow i Bortoszewicz.
Na niewielkim wzniesieniu między wsią Niedźwiadna i Brzeźno budowę nadzorował inż. Chromow, który mieszkał na kwaterze w Niedźwiadnej. Chętnie rozgłaszał, że kopią studnie dla ujęcia wody, która jest wszędzie, ale na różnej głębokości.
     Przy rozpoczętych wykopach pod schrony latem 1940 roku zatrudnieni byli cywile z okolicznych miejscowości. Ściągano chłopów razem z wozami nawet z odległych wsi: Czarnówek, Chojnowo, Mazewo, Kurki, Andrychy i inne. Każdy z nich żywił się sam. Cywilów kwaterowano po wsiach lub barakach.
Okoliczne lasy wycinano dla uzyskania drewna na szalunki bunkrów, rowów przeciwczołgowych, rusztowań. Zatrudnieni wówczas, często 13 letni robotnicy, dziś 85-latkowie uważają, że istniał wysoki stopień mechanizacji prac. Stosowano pompy, agregaty, ciągniki „Staliniec”, samochody wywrotki oraz piły i traki spalinowe. 
Fachową budowę schronów prowadzili wtajemniczeni rzemieślnicy budowlani. Za prace pobierali pensje. Roboty nieobjęte tajemnicą, jak wykopy ziemne, transport, tarcie drewna, wykonywała ludność cywilna. Chłop z końmi i wozem zarabiał dwa razy tyle, co robotnik. Początkowo czas pracy wynosił 12 godzin dla budowlańców, a dla cywilów 8 godzin. Jednak politrucy namawiali ludzi, żeby dobrowolnie i jednogłośnie deklarowali wydłużenie pracy nawet do 14 godzin dziennie.
Po wykonaniu wykopów ziemnych, teren budowy ogrodzono płotem 3 metrowej wysokości, oświetlono i ustawiono rosyjskie posterunki. Od tej chwili cywile nie mieli prawa wstępu za płot. Od rolników, którzy dowozili materiały furmankami, żołnierze odbierali zaprzęg przed ogrodzeniem maskującym bunkier, a zwracali po rozładowaniu materiałów.
Kompleksy schronów były wyposażono w zakłady betoniarskie tzw. „zawody” („betonnyj zawod”), do których wodę przywożono cysternami, beczkami.
Obiekty uzbrojone metalem zalewano betonem, w trybie non stop - dniem i nocą. Na szczyt masę betonową wożono taczkami po drewnianych pochylniach.  
Po związaniu betonu i zdjęciu szalunków tynkowano, montowano agregaty prądotwórcze, filtrowania powietrza, uzbrojenie, chłodzenie armat, dział, rur do odprowadzania gazów prochowych, zakładano instalację elektryczną i telefoniczną. Końcową czynnością było malowanie, zakładanie siatek maskujących, obsypywanie ziemią i darnią.
Przedpola zbudowanych schronów otoczono rowami przeciwczołgowymi o rozmiarach ok. 2, 5 m głębokości i 5 m szerokości.
Przeciwczołgową zaporę stanowiła ściana wzmocniona drewnianymi okrąglakami. Zaporę tę poprzedzała zapora przeciwpiechotna z potrójnym rzędem zasieków z drutu kolczastego.
Sowietom nie zależało na kosztach budowy, bowiem ich wódz Stalin wszystko przeznaczał na zbrojenie. Zresztą ogromna część kosztów: materiałów, robocizny i innych pochodziła z polski.
Mimo dobrej organizacji z powodu braku cementu, stali i drewna do końca 1940 r. nie wykonano zaplanowanej liczby schronów, a budowy „Linii Mołotowa”, nigdy nie wykończono. Pospiesznie demontowano uzbrojenie z pierwszej „Linii Stalina”, na terenie byłego ZSRR i przewożono je na nową linię, tu na ziemiach polskich. Wkrótce budowa schronów bojowych okazała się zbyteczna. 

      Mimo, że ruchy przygraniczne sił III Rzeszy znane były dla sowieckiego wywiadu, to jednak niespodziewany atak niemieckich wojsk w niedzielę 22.06.1941 r. zaskoczył Sowietów. W sobotę radzieckie wojsko przeżywało uciechy ciała. Do gardeł wtłaczano darmowy alkohol, oglądano filmy i zawracano głowę nogami tańcząc przy harmoszce. Dopiero po szoku doznanym przez atak, uruchomiono kilkanaście schronów. Niewykończone Punkty Oporu Niedźwiadna-Brzeźno, Niemcy ostrzelali. Rosjanie nie bronili się. Nie wystrzelili nawet jednego naboju. Nie zdążyli zamontować na czas oczekujących dział ani karabinów maszynowych.  
Rozpoznane wcześniej przez Niemców schrony zostały przez ich pierwszą linię natarcia omijane i pozostawione dla drugiej linii do wyburzenia.
         W domu u pp. Grunwaldów mieszkał rosyjski bunkrowiec, inżynier Chromow. Nie przyszedł z pracy przy bunkrach do domu w sobotę na noc. Znikł bez wieści. Mieszkańcy i rodzina Grunwaldów podejrzewali go, że był on konfidentem na rzecz niemieckiego wywiadu. Natomiast inż. Bartoszewicz, który mieszkał w Niedźwiadnej u Bronisława Kalinowskiego, rano poszedł do żołnierzy mieszkających u Piotra Samełki po przeciwnej stronie ulicy. 
Przez Niedźwiadną Niemcy przejechali tankietką, strzelając dla wywołania paniki. Ludzie kryli się w murowanych piwnicach na podwórku i tworzyli zapory od ognia. Mały Eugeniusz Grunwald usłyszał dziwny łoskot. Wyskoczył na drogę. Chciał zobaczyć, co to tak warczy. Niemcy skierowali lufę w stronę chłopca krzycząc, halt! Malec zatrzymał się. Popatrzyli, że nie ma on nic w garści, za pasem i że to nie „rusek” - pojechali dalej. Nieuzbrojone schrony sowieckie zajęli Niemcy.

UZBROJENIE I AKTUALNY OBRAZ SCHRONÓW BOJOWYCH 


      Pięć schronów bojowych rejonu Brzeźno-Niedźwiadna są rozmieszczone na obszarze ok. 1, 5 km ², ze skłonnością do odparcia natarcia z kierunku południowego i zachodniego. Cztery z nich połączone są parami. Pary łączą 60 i 40 m tunele /paterny/ z wejściem od środka. Jednak z rozmów wynika, że mieszkańcy nie zwiedzili ich i nie wiedzą, jakie mają połączenia.
Od południa, usytuowane na wzniesieniu w kierunku Brzeźna, bronić miały dwa schrony. Obydwa maskowane są nasypem ziemnym, przy czym jeden z nich stoi w otwartej przestrzeni, drugi maskuje dziś młody lasek. Schron ten do ognia bocznego, usytuowano na wzgórzu bliżej drogi Niedźwiadna – Brzeźno z widokiem na wieś Brzeźno, miał 1 działko p. panc, 2 ckm, 1 rkm i dwie forteczne armaty o zasięgu ponad 7 km. Obok, w kierunku na wschód, spogląda ponuro drugi schron do ognia czołowego przystosowany do 3 ckm i 1 działka przeciwpancernego. Kolejne trzy schrony położone są w obniżonym terenie na północno-zachodnim zboczu wzniesienia patrząc w kierunku kościelnej wsi Niedźwiadna. Od strony wsi Niedźwiadna dwa połączone schrony do ognia dwubocznego są dwukondygnacyjne przeznaczone do ostrzału z 4 ckm i 2 dział p. panc. W pobliżu jest bunkier pojedynczy do ognia czołowego przewidziany dla 3 ckm i 1 działka p. panc. 
W schronach widać wyraźnie, że zniszczenie izb bojowych dokonano nie bombami lotniczymi, czy ogniem artyleryjskim w czasie walki, ale w wyniku odpalenia ładunków wybuchowych wewnątrz obiektów. Nieużyte armaty ppanc. i ckm zostały wymontowane przez okolicznych złomiarzy.  Otwory strzelnicze rozerwano ładunkami trotylu. Wymontowywano wszystko to, co minimalnie zwrócić mogło poniesione koszta, ale przede wszystkim satysfakcję zniszczenia wrogich umocnień.
Zapory fortyfikacyjne przed bunkrami zostały zrównane przez rolnicze użytkowanie gruntu. Tereny zajęte schronami są stale nieużyteczne. W niektórych pomieszczeniach znajduje się gruz i śmieci użytku domowego.

KONEKSJE, KONTROWERSJE, PATRIOTYZM 

      Rodzina pp. Grunwaldów od lat związana była ze szkołą. Rodzeństwo ojca Eugeniusza  Grunwalda - Franciszek i Józefa, ukończyli Preparandę w Szczuczynie przy ul. Kilińskiego 31. Potem dziadek Eugeniusza, zadbał o umieszczenie ich w Łomży w szkole na ul. Zjazd.
      Niemieckie wojsko weszło do Niedźwiadnej 07.09.1939 r. Budynek Szkoły Podstawowej zajęto na koszary. Żołnierze przynieśli ze stodoły oczyszczoną słomę, zakryli ją prześcieradłami, na niej kładli się do snu. W dzień w klasach szkolnych oglądali wywieszone portrety polskich wodzów, ludzi sławnych, czytali książki, itp. Przed opuszczeniem budynku pomieszczenia sprzątnęli, słomę wynieśli i spalili.
Natomiast Rosjanie, którzy po wycofaniu się Niemców weszli do Niedźwiadnej 27.09.1939 roku przynieśli ze sobą odrażające zapachy. Był to odór dziegciu od wszy i nieświeżych ryb. Spali również w szkolnych salach, tyle, że bez słomy i bez prześcieradeł.
      Już jesienią 1939 r. w Niedźwiadnej uczyły w szkole rosyjskie nauczycielki Nina Pawłowicz, Anna Niosierdowa i Czabaj.
Przy nich, rosyjscy żołnierze zrzucili ze ścian portrety Józefa Piłsudskiego i Rydza Śmigłego, ze wzgardą kłuli je bagnetami, niszcząc jednocześnie szkła i ramy.
Podczas, gdy pani Grunwald zwijała podziurawione portrety, wojacy śmieli się.
     Kilka dni później aresztowano dyrektora szkoły w Szczuczynie Wincentego Lewkowicza, którego żona pochodziła z Niedźwiadnej. Jego przynależność do AK i krzewienie u dzieci świadomości o legendarnym marsz. Józefie Piłsudskim, pozbawiło go pracy w szkole i wolności. Dyrektor Lewkowicz tłumaczył się, że przed wojną nie było w szkole portretów towarzysza Stalina, tylko marszałek Józef Piłsudski. Dlatego mówił i mówi o wodzu polskiego Narodu.
W trybie natychmiastowym otrzymał W. Lewkowicz 10 dni karceru.  W karcerze, w celi karnej więzienia, która nie posiadała ni okna, ni pryczy, całą jej powierzchnię zajmowała parująca woda. Z góry dochodziło światełko małej żarówki. Skazany otrzymywał na dobę 200 gram chleba i pół litra ciepłej wody. Przebywał tam w bieliźnie, a póki miał siłę, pozycja stojąca była najlepszą. Po ośmiu dniach stania, upadł w wodę, wówczas to wyniesiono go na korytarz.   
Kolejną karą, było skazanie W. Lewkowicza na wywiezienie nad rz. Peczorę przy ujściu do Morza Barentsa. Tam pracował przy wyładunku węgla za 200 gram chleba dziennie. W krystalicznej wodzie rzeki pływały ławice ryb, których łowić nie było można (słynne „nie lizia”).  
Codziennie dostarczał statek ryby w beczkach, które wysypywano na cement przed oknami kuchni i powracał na kolejny, morski połów. Leżące przez kilka dni ryby bez soli, ładowano do beczek już cuchnące i rozwożono je dla wojska.
      Po podpisaniu układu; Sikorski – Majski 30.07.1941roku, Stalin ogłosił amnestię dla przetrzymywanych, polskich więźniów politycznych, zesłańców, obozów pracy /gułagów/. Na ich bazie utworzono Polskie Siły Zbrojne w ZSRR dowodzone przez gen. Władysława Andersa.
      Na mocy amnestii W. Lewkowicz uwolnił się ze skazania na pracę przymusową. Ważył wówczas 48 kg /przed karą 82/. Pieszo dotarł do Puntu Zbornego.  Na progu upadł z wyczerpania. Lekarka rosyjska po zbadaniu powiedziała, że w armii chorych im nie potrzeba. Wówczas major, lekarz polski zapytał go, gdzie on przed wojną pracował. Byłem dyrektorem szkoły- odpowiedział. Pięknie! Teraz, będzie pan moim osobistym sekretarzem.
Wkrótce W. Lewkowicz nabrał sił i dostał się do wojska na stanowisko oficera politycznego.
Po zakończeniu wojny powrócił do Szczuczyna, gdzie zorganizował, a jako jej dyrektor dokonał otwarcia 01.09.1948 roku Publicznej Średniej Szkoły Zawodowej. Jego bogaty dorobek pedagogiczny i obywatelski publikowano w „Głosie Nauczyciela”.

ZAKOŃCZENIE

      II w. św., jako największa trauma ludzkości pochłonęła tych, którym życie nie było wskazane, a ginęli za tych, którzy żyć musieli. Trupy w podziemnych kazamatach, przedpola schronów użyźnionych młodą krwią osłoniła mgła czasu i tajemnicy. Do domów nie powrócili ojcowie, synowie (...). Listy pisane na karabinie lub kolanach kopiowym ołówkiem, maczanym we łzach przy światłach rozżarzonych pocisków i błyskach przy ich zderzaniu, do dziś nie doszły do rodzin, dziewczyn i żon. Złożone w wojskową kosteczkę, wytarte od pocałunków leżą w ich portfelach przy sercach na dnie mrocznych, nieznanych dołów śmierci. Często też, nie było już ich odbiorców.
Jeśli jednak konstrukcja świata jest taka, jak losy jego bohaterów - listy nie były pisane daremnie.
Tam pod ziemią naszą i wroga, przeadresowano je na imię Boga, gdzie czekać będą na pomstę dla zbrodniarzy wszechczasów. 
 
      Trzy krzyże na niedoszłym kurhanie II w. św. pod miejscowością Brzeźno, gdzie wróg zbudował bojowe schrony, przypominają wzgórza Golgoty. Krzyże są pamiątką po corocznych Drogach Krzyżowych, odprawianych w Wielki Piątek. Tu, gdzie szykowany był wojskowy mord, dziś z „parafialnej Golgoty” kościoła Niedźwiadna wznoszona jest modlitwa do Boga.
      Dawne obiekty militarne, nawet 40 lat po wojnie, uważano za siejące epidemie grozy, w których wciąż tli się nienawiść narodów. Dziś po 68 latach architektura militarna schronów zarówno niemieckich, radzieckich i polskich zdobyła dużą liczbę koneserów inżynieryjnej sztuki bunkrów. Rozpoznajemy tajne techniki na najwyższym poziomie i odbieramy uroki widowiskowej klasyki militarnej.
       Minęły czasy grozy, a nasza szczęśliwa młodzież żyjąca w czasach znośnego pokoju nie zawsze chce wierzyć, że było tak jak opowiadają, piszą i śpiewają o bohaterstwie Polaków, żołnierzu tułaczu, Żołnierzu Wyklętym, etc. 
Szwedzki zespół „Sabaton” śpiewa o polskich Termopilach punktu oporu Wizna, Warszawa. W rodzinach znosimy dalej cierpliwie niezapomniane dramaty dokonane nad Bzurą, Kockiem, Westerplatte, Helu, etc, etc, etc.
 
 
 


1. „Sabaton” - Polska walcząca: http://www.youtube.com/watch?v=epeQwq-aYV0
2. „Sabaton” - Warszawo powstań!: http://www.youtube.com/watch?v=Y7dRBmMsevk
3. „Sabaton”- przy grobie kpt. Raginisa: http://www.youtube.com/watch?v=v2QTMPk9V-I

  Autor tekstu i zdjęć: Stanisław Orłowski

Komentarze (10)

Na terenie Niećkowa gmina Szczuczyn też są bunkry .

Brawo, wspaniale Panie Stanisławie, że chce Pan to opisywać. Bardzo dziękuję w imieniu swoim i wielu innych czytelników.

żadnego komentarza nie ma...

Świetny artykuł, nikt dotychczas zdaje się nie zajmował się tym zagadnieniem lokalnym, a żyje coraz mniej świadków tamtych lat i wydarzeń. Może nawet znalazłby się jakiś sponsor publikacji historii tych fortyfikacji, bo jeszcze trochę, a pozostaną tylko jakieś tam legendy o "ruskich toćkach".
No proszę "Ruskie" za okupacji płacili Polakom za pracę przy budowie bunkrów. Do rosyjskich bunkrów powinno się organizować obowiązkowe wycieczki i prelekcje o dawnym sposobie budowania dla obecnych wykonawców np. obwodnicy Szczuczyna i nie tylko tej budowy, bo po jakimś czasie może się okazać, że po większych mrozach zacznie się kruszyć beton z wiaduktu. Tak już dzieje się na jednym z nowych mostów w naszym kraju. Na ruskich bunkrach mimo upływu lat i żadnych konserwacji beton w zadziwiający sposób dobrze się trzyma. Jakiś cud komunistyczny czy co?

rosyjski beton to musi być ok.. :) czytając ma sie wrażenie ze niemcy byli tacy ok..lecz dla mnie nasuwa się pytanie czy wszędzie tak było.

Fantastyczny artykuł! Czyta sie z przyjemnoscia. Podzielam zdanie "obserwatora" na temat publikacji historii bunkrów. Szkoda zostawić ją na pastwę zapomnienia. Dziękuję panu Orłowskiemu za tę lekcję historii:)

Chciałam już wcześniej napisać to co piszecie Panowie, ale z wrażenia nie wiedziałam jak mam pierwsza zacząć. To jest kapitalne, to czyta się tak lekko. A ile tu jest mądrości zawartej. Podziwiam taki talent. Właśnie tak jak piszecie, tu sponsor jest pilnie potrzebny żeby wszystkie artykuły Pana Orłowskiego wydrukować. Dziękuję Panu. Krystyna

Ciekawy artykuł, z chęcią go pochłonąłem i czekam na więcej w podobnej tematyce. Chodziłem po tych bunkrach i jestem pod wrażeniem jak pan Stanisław dostał się do tunelu. Gratuluję sprawności:D

artykuł- rewelacja!!! mam nadzieje że pan Stanisław zbierze i opisze informacje o TWIERDZY OSOWIEC.

Byłem na terenie zwiedziłem park i bunkry dopiero z tego artykułu dowiedziałem się kto wybudował bunkry

Dodaj zdjęcie do komentarza (JPG, max 6MB):
Informacja dla komentujących
Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za treści publikowane w komentarzach. Zastrzegamy mozliwość opóźnienia publikacji komentarza lub jego całkowitego usunięcia.